A co słychać w "przyzamkowym" ogródku na Wawelu...
Koniec
pierwszej dekady sierpnia - pogoda całkiem niezła, zwłaszcza dla tych,
którzy nie lubią upałów na dalszą metę - temperatura powyżej
20°C, świeci słońce, od czasu do czasu popada. Niedawno
wróciliśmy do domu. Aura nie pozwoliła nam na wyjazd w góry.
Pogoda deszczowa niestety nie sprzyja górskim wycieczkom, ale
nic straconego. Lato jeszcze się nie skończyło. Póki co,
odwiedziliśmy między innymi najpiękniejsze polskie miasto Kraków.
A żeby było choć trochę a propos, zajrzeliśmy do
przydomowego, a raczej przyzamkowego ogródka na Wawelu. Jak
zawsze, było co podziwiać.
|
|
Nad Wawelem pochmurne niebo. Wygląda, że to
stratus, a co taka chmurka oznacza, nie trudno odgadnąć.
Trochę popadało, ale już za chwilę zaczęło
wyłaniać się błękitne niebo. |
|
Mogliśmy bez przeszkód podziwiać
nie tylko Wawel, ale także przepiękne kompozycje kwiatowe na
rabatach.
Wspaniała
architektura i przepiękne kwiaty - tak - to trzeba
koniecznie zobaczyć na własne oczy.
Kraków to moje ulubione miasto, ale nie tylko z powodu zabytków,
czy wyjątkowej przeszłości historycznej. Darzę go
specjalnymi względami. Spędziłam w nim pięć wspaniałych,
beztroskich lat młodości - okres studiów. Wydaje
mi się, że jest to miasto stricte żakowskie -
takiej atmosfery nie ma nigdzie. Tyle jest w nim wspaniałych
miejsc, zakątków.
Miło jest posiedzieć na ławeczce
w parku Jordana, pójść na Wawel, do Sukiennic, albo usiąść w
słoneczny dzień pod "Adasiem" na rynku i karmić gołębie.
W Krakowie też poznałam swojego męża. Rok
temu w Krakowie odbył się zjazd ludzi z mojego wydziału. Z łezką w oku wspominaliśmy
minione studenckie lata. Przegadaliśmy całą noc - było super.
Po mojej lewej stronie
siedział Sobolek - wspaniały kumpel. Bardzo dobrze czułam się
w jego towarzystwie, zawsze tryskał niesamowitym humorem. Zdarzało
mi się grać z nim w parze w brydża. Pamiętam jak ze stoickim
spokojem licytował dużo powyżej naszych możliwości i o
dziwo, zawsze mu się udawało. Teraz, ten wesoły chłopak jest
dyrektorem szkoły. Mówi, że nie wyobraża sobie innej profesji,
że szkoła zajmuje w jego życiu bardzo ważne miejsce. Z prawej
strony siedział Zbyszek - poważny, spokojny, całkowite
przeciwieństwo Sobolka. Lubiłam z nim rozmawiać, tak na serio, grać w szachy, no i... bardzo dobrze mi się z nim
tańczyło na
imprezach. Na przeciwko siedzieli Jurek, Marek i Krzysiek. W ogóle
się nie zmienili. Jurek miał taką samą bródkę jak wiele lat
temu i zresztą tak samo ładnie wyglądał. Marek, obdarzony przez naturę chłopięcą
urodą, wspaniałym sercem, delikatny i nieśmiały, pozostał tym samym chłopcem i Krzyś - człowiek
o bardziej skomplikowanej osobowości, trochę malkontent, ale jakże
uroczy. Zawsze chciałam mieć takiego brata. Z nim związane jest takie trochę niesamowite
zdarzenie. Pamiętam jak dziś, egzaminy wstępne na uczelnię, na tablicy ogłoszeń wypisane nazwiska ludzi zdających.
Odszukałam swoje i przy okazji zapamiętałam następne, jakiegoś
chłopca, znajdujące się po moim. Tuż przed pierwszym egzaminem
przyśnił mi się "chłopak z listy". Następnego dnia poszłam pod
wyznaczoną salę i... zobaczyłam GO. Byłam potwornie
zaskoczona. Podeszłam do niego i bez
ogródek spytałam się o jego nazwisko. To był ON. Niesamowite
prawda. Nigdy
więcej nie przytrafiło mi się nic podobnego.
Ciekawe, co Freud by powiedział.
A w naszym ogródku... Jest nieźle.
Padał deszcz, więc wszystkie roślinki odżyła i wzmocniły się,
nawet trawa, która w dużej części była wypalona.
A poza tym duuuużo roboty. Jałowce nadają się do strzyżenia.
Derenia białego już zdążyłam przyciąć.
Wiele astrów jest jeszcze do
rozsadzenia. Nie mogłam tego zrobić wcześniej z wiadomych powodów.
Trzeba jeszcze usunąć przekwitłe kwiaty, uschnięte rośliny
i oczywiście
skosić trawę i jeszcze warzywnik... Nie
ma co dłużej się rozwodzić, trzeba brać się do roboty.
Trzecia
dekada sierpnia - teraz to chyba nikt nie może narzekać na pogodę.
Jest ciepło, nawet bardzo ciepło (20.08., godz. 17:00 -
temperatura 24°C w cieniu), od czasu do czasu popada, to znowu
powieje ciepły wiaterek. Wszystko rośnie jak na drożdżach.
Kwiaty kwitną, owoce dojrzewają, a owady: ważki polują
na drobne owady. Biedronki objadają się mszycami, trzmiele i pszczoły
zbierają nektar. Ogrodnicy też nie próżnują. Dosyć
długo przyglądałam się ważce, jej sposobowi
polowania.
Ważki
mają swoje ulubione miejsca. Najchętniej siadają na
przyschniętych liściach czy kwiatach, gałązkach. Gdy
znajdą takie miejsce stosunkowo długo na nim siedzą zupełnie
nieruchomo, wypatrując swój przyszły "posiłek".
Wtedy można robić im zdjęcia do woli, nawet z odległości
kilku centymetrów. One są niewzruszone, całkowicie
ignorują intruza czyli nas. Ale gdy zobaczą ofiarę, błyskawicznie
podrywają się do lotu, po czym wracają ze zdobyczą
w pyszczku. |
|
ważka |
|
Żeby
sprawdzić, czy faktycznie ważka wróci w to samo miejsce, zrobiliśmy
z mężem drobną "podmiankę".
W
miejscu gałązki, na którą wielokrotnie siadała ważka,
znalazł się mój palec. Nie czekaliśmy długo. Już
po chwili wylądowała na nim. Moja pierwsze wnioski
wynikające z obserwacja polującej ważki w szybki sposób została
zweryfikowana.
Ulubione miejsca ważek nie mają nic wspólnego z
konkretnymi roślinami, są związane wyłącznie z dobrym,
strategicznym punktem
obserwacyjnym w czasie polowania.
Fajnie
było patrzeć jak
przylatuje i siada na mój palec, niestety do czasu.
Za którymś razem
przyleciała, ale nie sama... Na moim palcu zaczął
rozgrywał się dramat upolowanej muszki. A to już
nie był zbyt miły widok... |
|
|
ważka |
|
Jedno
mnie zastanawia - skąd u nas tyle ważek. O ile sobie przypominam
nie mamy żadnego zbiornika wodnego. Najbliższy znajduje się w
odległości 300m - to basen i na dodatek kryty. Ale tak na serio, ten gatunek ważek różnoskrzydłych można spotkać w dość
dużej odległości od zbiorników wodnych.
Trzmiele, widać, że ze swoją posturą nie mają lekkiego życia. Jakże
trudno wcisnąć się takiemu grubaskowi do środka lwiej
paszczy. Ale po pracy
w tak uciążliwych warunkach można odpocząć na miękkim liściu
czyśćca wełnistego i przy okazji troszeczkę się oczyścić z pyłku
kwiatowego.
Biedronki,
one to mają w naszym ogródku duże pole do działania. Mszyc
jest ci u nas pod dostatkiem.
Biedroneczka,
takie maleństwo siedzi sobie na dużym liściu i się
zastanawia: czy skoczyć na krzak róży, a może by tak
zobaczyć co słychać na śliwie, a może... |
|
biedronka
siedmiokropka |
|
Sierpień
to miesiąc bardzo pracowity dla posiadaczy ogródków takich
jak mój. Wiele kwiatów przekwita, trzeba je usuwać. Jeżeli są
to małe roślinki, nie ma problem. Kłopot zaczyna się, gdy w
grę wchodzą te duże, na przykład malwy (mam mało miejsca w
pojemnikach na śmiecie). Co roku o tej porze, gdy trzeba
"upchać" je w pojemniku obiecuję sobie, że to już
ostatni rok tej "męki". Później przychodzi kolejna
wiosna i ... znowu są, rosną, kwitną ...
W
sierpniu, gdy aura pozwoli, rozsadzam byliny - a ostatnio są ku
temu warunki.
I
jeszcze trawa. Po ostatnich deszczach bardzo ładnie wygląda.
Wzmocniła się i zdecydowanie szybciej rośnie. W związku z tym
kosimy ją trochę częściej.
Szkoda
tylko, że krety starają się jak mogą zrobić, mówiąc brzydko,
demolkę w ogródku, ale ja też nie pozostaję im dłużna. Wpadłam
na nową, bezkrwawą metodę walki z nimi, a raczej na sposób
uprzykrzania im życia. Ciekawe kto pierwszy zrezygnuje. Jak już jestem przy faunie mojego ogródka, to muszę się pochwalić
- jest u nas bardzo pożyteczne zwierzątko, mile widziany towarzysz
wszystkich ogrodników - jeż. Nie niszczy (prawie) roślin,
żywi się chrząszczami, robakami, ślimakami, małymi ssakami
(szkoda, że krety są takie duże), czasem je przejrzałe owoce leżące
na ziemi. A propos - jeż nigdy nie transportuje jabłek nabitych na
kolce. Podobno pozwala się dość łatwo oswoić. Nasz jest płochliwy,
a my staramy się nie być nachalni wobec niego. Cieszy nas sama
jego obecność. Miło jest posłuchać jeżowego tuptanie
wieczorem pod oknami. Niestety nie mam ani jednego zdjęcia naszego
kolczastego sprzymierzeńca. Sierpień
jest też bardzo dobrym okresem do sadzenia iglaków.
A ogródek... co teraz kwitnie?
Kwitną
kosmosy, astry, werbeny, rudbekie, petunie, lwie paszcze, sanwitalia,
szałwie, cynie, aksamitki uczep. Dopiero teraz zaczyna rozkwitnąć
ostatni z rozchodników, okazały.
|
|
|
|
werbena ogrodowa |
gazania
|
cynia |
kosmos
|
|
|
|
|
języczka
pomarańczowa |
cynia
|
aster
chinski |
kosmosy
|
|
|
|
|
dalia |
gazania
|
werbena |
aster
chinski
|
Tegoroczne,
pełne słońca lato jest wymarzone dla gazani, bowiem jej kwiaty
otwierają się tylko w dni słoneczne i to od godziny (mniej więcej)
dziesiątej do czwartej po południu. Zamykają się na długo przed
zachodem słońca. Gałęzie
śliw i jabłoni uginają się pod ciężarem owoców. W tym roku
jest wyjątkowy urodzaj na jabłka papierówki i śliwki
Stanley i Amers. Nawet morela, mimo niezbyt optymistycznej
prognozy, bardzo ładnie owocowała w lipcu. Muszę przyznać, że
pojedliśmy sobie w tym roku moreli, że nie wspomnę o jabłkach.
Papierówka
owocuje już dłuższy czas.
Jabłek jest bardzo dużo. Od kilku dni
mam problemy z ich przerobem. |
|
|
papierówki |
|
Bardzo smaczna jest z nich szarlotka.
Są słodkie, więc nie potrzeba dodawać dużo cukru. Robię z nich
też przetwory na zimę - smażę z niewielką ilością cukru i do
słoiczków. W zimie wykorzystuję tak przygotowane jabłka do
naleśników, szarlotki, a także jako, a raczej zamiast sałatki do
drugiego dania.
Śliwa
Stanley jest jeszcze młodym drzewkiem. Po raz pierwszy owocuje tak ładnie w tym
roku. Odmiana Stanley jest śliwką bardzo smaczną. Owoce ma dość
duże, pestki odchodzą od miąższu.
Śliwa
Amers jest jeszcze młodsza od poprzedniej. Po raz pierwszy owocowało
w zeszłym roku, ale to było takie symboliczne owocowanie - chyba
10 owoców w sumie. W tym roku jest ich znacznie więcej, co nas
cieszy, bo lubimy tę odmianę. Amers ma owoce bardzo duże,
smaczne, mniej słodkie od Stanley'a, pestki odchodzą od miąższu.
Osobiście wolę Amersa.
Żadne
z tych drzew nie było pryskane. Sadownicy pewnie powiedzą, że
tych owoców na gałęziach jest za dużo, że trzeba było
poprzerywać. Jakoś nie mogę tego zrobić, zawsze szkoda mi
obrywać "nadwyżki". A
w warzywniku - nie ma już rzodkiewki i sałaty. Na ich miejscu
posadziłam astry, werbeny i lwie paszcze. Teraz działka warzywna
jest jeszcze barwniejsza. Wschodzi po raz drugi koperek. Z ogórków
nic nie wyszło, jakoś zżółkły i nie nadawały się do
zjedzenia. Ale mam za to pietruszkę, głównie natkę - pachnącą i
co nie jest bez znaczenia, za darmo (1kg pietruszki na rynku
kosztuje 8zł.). Jest też marchewka. Mąż śmieje się, że to
jakaś naciowa odmiana. Wyrywając je do zupy idę głównie na ilość
(10, a może więcej marcheweczek) a nie na jakość. W tym wypadku
nie ma to w ogóle znaczenia. Smakuje tak samo. Nie zamierzam
się zrażać tymi, powiedzmy sobie, dość umiarkowanymi efektami,
wszak to dopiero moje pierwsze doświadczenia "warzywne".
Ale gwoli przypomnienia, sałata i rzodkiewka udały się.
25
sierpnia, godzina 20:30
Myślałam,
że nie uda nam się zrobić zdjęcia jeża, wszak to nocny marek. Właśnie
przed chwilą wyszłam na taras i... zobaczyłam dwa jeże - matkę
z dzieckiem. Szybko wróciłam po aparat, małego już nie było,
został tyko większy. Był
bardzo cierpliwy, gdy błyskała lampa aparatu. Jednak po
pewnym czasie znudziło mu się pozowanie i poszedł sobie. |
|
jeż |
|
|