Aktualności Album Galeria  Księga Gości Kontakt

 

 


Rok 2006

Styczeń
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień


A
ktualności
 


A co słychać w "przyzamkowym" ogródku na Wawelu...

 

Koniec pierwszej dekady sierpnia - pogoda całkiem niezła, zwłaszcza dla tych, którzy nie lubią upałów na dalszą metę -  temperatura powyżej 20°C, świeci słońce, od czasu do czasu popada.

Niedawno wróciliśmy do domu. Aura nie pozwoliła nam na wyjazd w góry. Pogoda deszczowa niestety nie sprzyja górskim wycieczkom, ale nic straconego. Lato jeszcze się nie skończyło. Póki co, odwiedziliśmy między innymi najpiękniejsze polskie miasto Kraków. 

A żeby było choć trochę a propos, zajrzeliśmy do przydomowego, a raczej przyzamkowego ogródka na Wawelu. Jak zawsze, było co podziwiać.

Nad Wawelem pochmurne niebo. Wygląda, że to stratus, a co taka chmurka oznacza, nie trudno odgadnąć.

Trochę popadało, ale już za chwilę zaczęło wyłaniać się błękitne niebo.

Mogliśmy bez przeszkód podziwiać nie tylko Wawel, ale także przepiękne kompozycje kwiatowe na rabatach.

Wspaniała architektura i przepiękne kwiaty - tak  - to trzeba koniecznie zobaczyć na własne oczy.

Kraków to moje ulubione miasto, ale nie tylko z powodu zabytków, czy wyjątkowej przeszłości historycznej.  Darzę go specjalnymi względami.  Spędziłam w nim pięć wspaniałych, beztroskich lat młodości - okres studiów. Wydaje mi się, że jest to miasto stricte żakowskie - takiej atmosfery nie ma nigdzie. Tyle jest w nim wspaniałych miejsc, zakątków. Miło jest posiedzieć na ławeczce w parku Jordana, pójść na Wawel, do Sukiennic, albo usiąść w słoneczny dzień pod "Adasiem" na rynku i karmić gołębie. W Krakowie też poznałam swojego męża.

Rok temu w Krakowie odbył się zjazd ludzi z mojego wydziału. Z łezką w oku wspominaliśmy minione studenckie lata. Przegadaliśmy całą noc - było super. Po mojej lewej stronie siedział Sobolek - wspaniały kumpel. Bardzo dobrze czułam się w jego towarzystwie, zawsze tryskał niesamowitym humorem. Zdarzało mi się grać z nim w parze w brydża. Pamiętam jak ze stoickim spokojem licytował dużo powyżej naszych możliwości  i o dziwo, zawsze mu się udawało. Teraz, ten wesoły chłopak jest dyrektorem szkoły. Mówi, że nie wyobraża sobie innej profesji, że szkoła zajmuje w jego życiu bardzo ważne miejsce. Z prawej strony siedział Zbyszek - poważny, spokojny, całkowite przeciwieństwo Sobolka. Lubiłam z nim rozmawiać, tak na serio, grać w szachy, no i... bardzo dobrze mi się z nim tańczyło na imprezach. Na przeciwko siedzieli Jurek, Marek i Krzysiek. W ogóle się nie zmienili. Jurek miał taką samą bródkę jak wiele lat temu i zresztą tak samo ładnie wyglądał. Marek, obdarzony przez naturę chłopięcą urodą, wspaniałym sercem, delikatny i nieśmiały, pozostał tym samym chłopcem i Krzyś - człowiek o bardziej skomplikowanej osobowości, trochę malkontent, ale jakże uroczy. Zawsze chciałam mieć takiego brata. Z nim związane jest takie trochę niesamowite zdarzenie. Pamiętam jak dziś, egzaminy wstępne na uczelnię, na tablicy ogłoszeń wypisane nazwiska ludzi zdających. Odszukałam swoje i przy okazji zapamiętałam następne, jakiegoś chłopca, znajdujące się po moim. Tuż przed pierwszym egzaminem przyśnił mi się "chłopak z listy". Następnego dnia poszłam pod wyznaczoną salę i... zobaczyłam GO. Byłam potwornie zaskoczona. Podeszłam do niego i bez ogródek spytałam się o jego nazwisko. To był ON. Niesamowite prawda.

Nigdy więcej nie przytrafiło mi się nic podobnego. Ciekawe, co Freud by powiedział.

A w naszym ogródku... Jest nieźle. Padał deszcz, więc wszystkie roślinki odżyła i wzmocniły się, nawet trawa, która w dużej części była wypalona. A poza tym duuuużo roboty. Jałowce nadają się do strzyżenia. Derenia białego już zdążyłam przyciąć. Wiele astrów jest jeszcze do rozsadzenia. Nie mogłam tego zrobić wcześniej z wiadomych powodów. Trzeba jeszcze usunąć  przekwitłe kwiaty, uschnięte rośliny i oczywiście skosić trawę i jeszcze warzywnik... 

Nie ma co dłużej się rozwodzić, trzeba brać się do roboty.

Trzecia dekada sierpnia - teraz to chyba nikt nie może narzekać na pogodę.  Jest ciepło, nawet bardzo ciepło (20.08., godz. 17:00 - temperatura 24°C w cieniu), od czasu do czasu popada, to znowu powieje ciepły wiaterek. Wszystko rośnie jak na drożdżach. Kwiaty kwitną, owoce dojrzewają,  a owady: ważki polują na drobne owady. Biedronki objadają się mszycami, trzmiele i pszczoły zbierają nektar. Ogrodnicy też nie próżnują.

Dosyć długo przyglądałam się ważce, jej sposobowi polowania.

Ważki mają swoje ulubione miejsca. Najchętniej siadają na przyschniętych liściach czy kwiatach, gałązkach. Gdy znajdą takie miejsce stosunkowo długo na nim siedzą zupełnie nieruchomo, wypatrując swój przyszły "posiłek". Wtedy można  robić im zdjęcia do woli, nawet z odległości kilku centymetrów. One są niewzruszone, całkowicie ignorują intruza czyli nas. Ale gdy zobaczą ofiarę, błyskawicznie podrywają się do lotu, po czym wracają ze zdobyczą w pyszczku.

ważka

Żeby sprawdzić, czy faktycznie ważka wróci w to samo miejsce, zrobiliśmy z mężem drobną "podmiankę". W miejscu gałązki, na którą wielokrotnie siadała ważka, znalazł się mój palec. Nie czekaliśmy długo. Już po chwili wylądowała na nim. Moja pierwsze wnioski wynikające z obserwacja polującej ważki w szybki sposób została zweryfikowana. Ulubione miejsca ważek nie mają nic wspólnego z konkretnymi roślinami, są związane wyłącznie z dobrym, strategicznym punktem obserwacyjnym w czasie polowania.

Fajnie było patrzeć jak przylatuje i siada na mój palec, niestety do czasu.

 

 

 

 

 

 

Za którymś razem przyleciała, ale nie sama... Na moim palcu zaczął rozgrywał się dramat upolowanej muszki. A to już nie był zbyt miły widok...

ważka

Jedno mnie zastanawia - skąd u nas tyle ważek. O ile sobie przypominam nie mamy żadnego zbiornika wodnego. Najbliższy znajduje się w odległości 300m - to basen i na dodatek kryty. Ale tak na serio, ten gatunek ważek różnoskrzydłych można spotkać w dość dużej odległości od zbiorników wodnych.

Trzmiele, widać, że ze swoją posturą nie mają lekkiego życia. Jakże trudno wcisnąć się  takiemu grubaskowi do środka lwiej paszczy. Ale po pracy w tak uciążliwych warunkach można  odpocząć na miękkim liściu czyśćca wełnistego i przy okazji troszeczkę się oczyścić z pyłku kwiatowego.

trzmiel

Biedronki, one to mają w naszym ogródku duże pole do działania. Mszyc jest ci u nas pod dostatkiem.

Biedroneczka,  takie maleństwo siedzi sobie na dużym liściu i się zastanawia: czy skoczyć na krzak róży, a może by tak zobaczyć co słychać na śliwie, a może...

biedronka siedmiokropka

Sierpień to miesiąc bardzo pracowity dla posiadaczy ogródków takich jak mój. Wiele kwiatów przekwita, trzeba je usuwać. Jeżeli są to małe roślinki, nie ma problem. Kłopot zaczyna się, gdy w grę wchodzą te duże, na przykład malwy (mam mało miejsca w pojemnikach na śmiecie). Co roku o tej porze, gdy trzeba "upchać" je w pojemniku obiecuję sobie, że to już ostatni rok tej "męki". Później przychodzi kolejna wiosna i ... znowu są, rosną, kwitną ...

W sierpniu, gdy aura pozwoli, rozsadzam byliny - a ostatnio są ku temu warunki. I jeszcze trawa. Po ostatnich deszczach bardzo ładnie wygląda. Wzmocniła się i zdecydowanie szybciej rośnie. W związku z tym kosimy ją trochę częściej.

Szkoda tylko, że krety starają się jak mogą zrobić, mówiąc brzydko, demolkę w ogródku, ale ja też nie pozostaję im dłużna. Wpadłam na nową, bezkrwawą metodę walki z nimi, a raczej na sposób uprzykrzania im życia. Ciekawe kto pierwszy zrezygnuje. 

Jak już jestem przy faunie mojego ogródka, to muszę się pochwalić - jest u nas bardzo pożyteczne zwierzątko, mile widziany towarzysz wszystkich ogrodników - jeż.  Nie niszczy (prawie) roślin, żywi się chrząszczami, robakami, ślimakami, małymi ssakami (szkoda, że krety są takie duże), czasem je przejrzałe owoce leżące na ziemi. A propos - jeż nigdy nie transportuje jabłek nabitych na kolce. Podobno pozwala się dość łatwo oswoić. Nasz jest płochliwy, a my staramy się nie być nachalni wobec niego. Cieszy nas sama jego obecność. Miło jest posłuchać jeżowego tuptanie wieczorem pod oknami. Niestety nie mam ani jednego zdjęcia naszego kolczastego sprzymierzeńca.

Sierpień jest też bardzo dobrym okresem do sadzenia iglaków.

A ogródek... co teraz kwitnie?

Kwitną kosmosy, astry, werbeny, rudbekie, petunie, lwie paszcze, sanwitalia, szałwie, cynie, aksamitki uczep. Dopiero teraz zaczyna rozkwitnąć ostatni z rozchodników, okazały.

werbena ogrodowa gazania cynia kosmos
języczka pomarańczowa cynia aster chinski kosmosy
dalia gazania werbena aster chinski

Tegoroczne, pełne słońca lato jest wymarzone dla gazani, bowiem jej kwiaty otwierają się tylko w dni słoneczne i to od godziny (mniej więcej) dziesiątej do czwartej po południu. Zamykają się na długo przed zachodem słońca.

Gałęzie śliw i jabłoni uginają się pod ciężarem owoców. W tym roku jest wyjątkowy urodzaj na jabłka papierówki i śliwki Stanley i Amers. Nawet morela, mimo niezbyt optymistycznej prognozy, bardzo ładnie owocowała w lipcu. Muszę przyznać, że pojedliśmy sobie  w tym roku moreli, że nie wspomnę o jabłkach.

Papierówka owocuje już dłuższy czas. Jabłek jest bardzo dużo. Od kilku dni mam problemy z ich przerobem

papierówki

Bardzo smaczna jest z nich szarlotka. Są słodkie, więc nie potrzeba dodawać dużo cukru. Robię z nich też przetwory na zimę - smażę z niewielką ilością cukru i do słoiczków. W zimie wykorzystuję  tak przygotowane jabłka do naleśników, szarlotki, a także jako, a raczej zamiast sałatki do drugiego dania.

śliwa Stanley

Śliwa Stanley jest jeszcze młodym drzewkiem. Po raz pierwszy owocuje tak ładnie w tym roku. Odmiana Stanley jest śliwką bardzo smaczną. Owoce ma dość duże, pestki odchodzą od miąższu.

śliwa Amers

Śliwa Amers jest jeszcze młodsza od poprzedniej. Po raz pierwszy owocowało w zeszłym roku, ale to było takie symboliczne owocowanie - chyba 10 owoców w sumie. W tym roku jest ich znacznie więcej, co nas cieszy, bo lubimy tę odmianę. Amers ma owoce bardzo duże, smaczne, mniej słodkie od Stanley'a, pestki odchodzą od miąższu. Osobiście wolę Amersa.

Żadne z tych drzew nie było pryskane. Sadownicy pewnie powiedzą, że tych owoców na gałęziach jest za dużo, że trzeba było poprzerywać. Jakoś nie mogę tego zrobić, zawsze szkoda mi obrywać "nadwyżki".

A w warzywniku - nie ma już rzodkiewki i sałaty. Na ich miejscu posadziłam astry, werbeny i lwie paszcze. Teraz działka warzywna jest jeszcze barwniejsza. Wschodzi po raz drugi koperek. Z ogórków nic nie wyszło, jakoś zżółkły i nie nadawały się do zjedzenia. Ale mam za to pietruszkę, głównie natkę - pachnącą i co nie jest bez znaczenia, za darmo (1kg pietruszki na rynku kosztuje 8zł.). Jest też marchewka. Mąż śmieje się, że to jakaś naciowa odmiana. Wyrywając je do zupy idę głównie na ilość (10, a może więcej marcheweczek) a nie na jakość. W tym wypadku nie ma to w ogóle znaczenia. Smakuje tak samo.  Nie zamierzam się zrażać tymi, powiedzmy sobie, dość umiarkowanymi efektami, wszak to dopiero moje pierwsze doświadczenia "warzywne". Ale gwoli przypomnienia, sałata i rzodkiewka udały się.

25 sierpnia, godzina 20:30

 

Myślałam, że nie uda nam się zrobić zdjęcia jeża, wszak to nocny marek. Właśnie przed chwilą wyszłam na taras i... zobaczyłam dwa jeże - matkę z dzieckiem. Szybko wróciłam po aparat, małego już nie było, został tyko większy. Był bardzo cierpliwy, gdy błyskała lampa aparatu. Jednak po pewnym czasie znudziło mu się pozowanie i poszedł sobie.

jeż

        

Aktualności Album Galeria  Księga Gości Kontakt

Powrót na stronę główną

Copyright H&W Krupińscy
Wszelkie prawa zastrzeżone