Aktualności Album Galeria  Księga Gości Kontakt

 

Archiwum 

2006


Rok 2007

Styczeń
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień


A
ktualności
 


listopad - pogoda daleka od ideału... 

 

Listopad - pogoda daleka od ideału, ale jak na tę porę jest znośnie.

Pierwszy dzień listopada - mglisto, chłodno, trochę padało, ot taka typowo listopadowa pogoda. Tego dnia również nasz ogródek szczelnie otulała gęsta mgła. 

A w ogródku... 

Na drzewach coraz mniej liści. Opadły już z moreli i jabłoni, wiśnia i śliwy w większości też zgubiła swoje, tylko czereśnia, jak zwykle, ma ich jeszcze  dużo. W części owocowej robi się posępnie, smutno. Ale są zakątki, gdzie nie widać dużych zmian - to strona wschodnia. Jest tak za sprawą zimozielonych iglaków. Zaletą takich miejsc jest to, że przez cały rok są zielone.

Na rabatkach kwitnie jeszcze trochę kwiatków. W dobrej kondycji jest żółty uczep i pomarańczowe nagietki. Po ostatnich przymrozkach pozostało niewiele aksamitek, rosnących w zacisznych zakątkach, większość niestety przemarzła. Kwitną także ostatnie cynie i rudbekie. 

W pierwszą sobotę listopada mieliśmy bardzo ładną pogodę. Cały ten dzień poświęciłam na porządkowanie ogródka. Wykopałam dalie, eukomis i błonczatkę, a także po raz ostatni w tym roku skosiłam trawę. Opanowałam również sytuację z liśćmi, które zawsze o tej porze stanowią duży problem. Mieszkamy w środku miasta, więc nie możemy ich palić. Parę lat temu w ustronnym miejscu wykopaliśmy spory dołek na liście. Teraz postanowiłam sprawdzić co się z nimi stało. Ku mojemu zadowoleniu nie było już uschniętych liści tylko dobrej jakości ziemia. Ach te dżdżownice, bardzo dobrze odrobiły swoją pracę domową. Całą zawartość dołka przeniosłam w miejsca, gdzie ziemia nie jest  za dobra. Rosnące tam rośliny są mniejsze, takie rachityczne. I znowu miałam pusty dołek. W tej chwili większość liści jest już posprzątana. Czekam jedynie na czereśnię. 

Wraz z nadejściem chłodów znikli mali mieszkańcy ogródka. Nie ma koników polnych, motyli, biedronki też się pochowały. Pewnie siedzą już w zakamarkach ciepłego domu. Widziałam jedynie gromadki kowali bezskrzydłych i jednego wtyka jałowcowca, a na kwiatku uczepu owada podobny do pszczoły. To najprawdopodobniej gnojka.

gnojka wtyk jałowcowiec kowal bezskrzydły

Jest większa od pszczoły i ma takie podejrzanie krótkie czółka, bardziej przypominające musze niż pszczele. A jak już jestem przy pszczole miodnej, nie sposób nie wspomnieć o jednym, dość paskudnym zachowaniu  tych amazonek świata owadziego. Występują one w rodzinach, tzw. rojach liczących nawet do 80 tysięcy osobników, składających się z robotnic, samców (trutni) i królowej (matki pszczelej). Poszczególne osobniki w zależności od pełnionych funkcji różnią się między sobą budową i ubarwieniem. Matka składa jaja. Z niezapłodnionych jaj powstają trutnie, a z zapłodnionych samice. Trutnie występują wyłącznie w okresie wiosny i lata. W tym czasie kopulują z młodymi matkami pszczelimi. Gdy tylko wywiążą się ze swego zadania robotnice wypędzają je poza rój i tam giną. 

Okazuje się, że te owady - synonim pracowitości, wzór do naśladowania - pod pewnym względem wcale nie są lepsze od krwiożerczych samiczek modliszki. Jedne i drugie skazują swoich samców na śmierć, choć w przypadku modliszek, samiec przy odrobinie szczęścia ma jeszcze jakieś szanse na uratowanie własnej skóry, truteń niestety nie.

pszczoła

I na koniec ciekawostka dla smakoszy miodu pszczelego. Czy wiecie z czego pszczoły robią miód spadziowy? z nektaru,  pyłku kwiatowego, z odchodów mszyc. Mszyce odżywiają się białkiem znajdującym się w wysysanym przez nie soku roślinnym. W soku oprócz białka są także zbędne dla mszyc węglowodany, które wydalają. Osobiście bardzo lubię miód, zawsze kupuję wielokwiatowy, spadziowego chyba jeszcze  nie jadłam, ciekawe czy w smaku jest jakaś różnica. W końcu wszystko to węglowodany.

Zbliżą się koniec pierwszej dekady listopada. Na dworze szaro, zimno, ponuro, pada deszcz, wieje silny wiatr - jednym słowem - paskudnie. 

Stoję w oknie, patrzę na krople spływające po szybie, a z zakamarków pamięci powracają słowa wiersza Staffa "Jesienny deszcz". Oto mój ulubiony fragment

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Prawda, że piękny i tak dobrze oddaje atmosferę tych późnojesiennych dni. 

Późna jesień to dla ogródka wejście w stan spoczynku, wytchnienie po wiosenno-letnim okresie. Jest to chwila oddechu także dla nas. Nie musimy kosić ciągle rosnącej trawy, wyrywać chwastów, uschniętych kwiatów, podlewać, sadzić, przesadzać, zbierać nasion... i ta świadomość, że wszystko jest posprzątane, zapięte na ostatni guzik daje dodatkową satysfakcję i zadowolenie z siebie. Nagle zaczyna robić się dużo wolnego czasu, wreszcie z czystym sumieniem możemy usiąść wygodnie przed kompem i pooglądać zdjęcia. I mimo, że na dworze plucha, przed naszymi oczami na monitorze jawią się wielobarwne obrazy przepełnione słoneczną energią. 

 Środek listopada, a ogródek... zasypany śniegiem...

Jaką mamy ładną  zimę tej jesieni. Tak, tak - zima na dobre zadomowiła się u nas.

Wydawałoby się, że w taką pogodę wszystkie małe zwierzaczki gdzieś się pochowały i śpią smacznie, a tu proszę - malutka muszka. Miała może ze 3mm długości. Siedziała na śniegu, a temperatura poniżej zera nie robiła na niej żadnego wrażenia.

muszka

Połowa ostatniej dekady miesiąca, wreszcie jesień przypomniała sobie, że jeszcze nie czas odchodzić. Śnieg stopniał, na dworze chłód, wilgoć, co jakiś czas pada deszcz, taka typowa szaruga. Na dodatek nasz ogródek zryły krety - paskudnie to wygląda. Moja biedna trawa - okrutnie poniszczona. W sobotę usunęłam wszystkie kopce, od razu zrobiło się lepiej. 

Zadowolona z efektów swojej pracy wzięłam aparat i ruszyłam na poszukiwania jesiennych  barw. Zima przyszła tak nagle, że nie zdążyłam zrobić ani jednego jesiennego zdjęcia. Rozejrzałam się dokoła - żadnego robaczka, kwiatków też już nie było. Znalazłam jedynie owoce berberysu i asparagusa, trochę uschniętych kwiatów z nasionkami i ładnie wyglądający o tej porze żółknący modrzew. 

berberys nagietek asparagus modrzew

Jedynie nie brakowało kropelek - małych i całkiem sporych, okrągłych, podłużnych, przypominających swym kształtem gruszki. Były dosłownie wszędzie.

W jednych przeglądały się drzewa, krzewy, inne - niczym szklane  lupy powiększały lub pomniejszały fragmenty roślin, jeszcze inne na niciach pajęczyn tworzyły imponujące sznury korali.

I wszystkie tak przepięknie błyszczały w promieniach przebijającego przez chmury słońca, niczym klejnociki stworzone przez Matkę Naturę.

        

Aktualności Album Galeria  Księga Gości Kontakt

Powrót na stronę główną

Copyright H&W Krupińscy
Wszelkie prawa zastrzeżone