listopad - pogoda daleka od ideału...
Listopad
- pogoda daleka od ideału, ale jak na tę porę jest znośnie.
Pierwszy
dzień listopada - mglisto, chłodno, trochę padało, ot taka typowo listopadowa pogoda. Tego
dnia również nasz ogródek szczelnie otulała gęsta mgła. A
w ogródku...
Na
drzewach coraz mniej liści. Opadły już z moreli i jabłoni, wiśnia i śliwy
w większości też zgubiła swoje, tylko czereśnia, jak zwykle,
ma ich jeszcze dużo. W części owocowej robi się posępnie,
smutno. Ale są zakątki, gdzie nie widać dużych zmian - to
strona wschodnia. Jest tak
za sprawą zimozielonych iglaków. Zaletą takich miejsc jest to,
że przez cały rok są zielone.
Na
rabatkach kwitnie jeszcze trochę kwiatków. W dobrej kondycji
jest żółty uczep i pomarańczowe nagietki. Po ostatnich
przymrozkach pozostało niewiele aksamitek, rosnących w
zacisznych zakątkach, większość niestety przemarzła. Kwitną
także ostatnie cynie i rudbekie.
W
pierwszą sobotę listopada mieliśmy bardzo ładną pogodę. Cały
ten dzień poświęciłam na porządkowanie ogródka. Wykopałam
dalie, eukomis i błonczatkę, a także po raz ostatni w tym roku skosiłam trawę. Opanowałam również sytuację z liśćmi, które
zawsze o tej porze stanowią duży problem. Mieszkamy w środku
miasta, więc nie możemy ich palić. Parę lat temu w ustronnym
miejscu wykopaliśmy spory dołek na liście. Teraz postanowiłam
sprawdzić co się z nimi stało. Ku mojemu zadowoleniu nie było
już uschniętych liści tylko dobrej jakości ziemia. Ach
te dżdżownice, bardzo dobrze odrobiły swoją pracę domową.
Całą zawartość dołka przeniosłam w miejsca,
gdzie ziemia nie jest za dobra. Rosnące tam rośliny są
mniejsze, takie rachityczne. I znowu miałam pusty dołek.
W tej chwili większość liści jest już posprzątana. Czekam
jedynie na czereśnię.
Wraz
z nadejściem chłodów znikli mali mieszkańcy ogródka.
Nie ma koników polnych, motyli, biedronki też się pochowały.
Pewnie siedzą już w zakamarkach ciepłego domu. Widziałam jedynie gromadki kowali bezskrzydłych i jednego wtyka jałowcowca,
a na kwiatku uczepu owada podobny do pszczoły. To
najprawdopodobniej gnojka.
|
|
|
|
gnojka
|
wtyk jałowcowiec
|
kowal bezskrzydły |
Jest większa od pszczoły
i ma takie podejrzanie krótkie czółka,
bardziej przypominające musze niż pszczele. A
jak już jestem przy pszczole miodnej, nie sposób nie wspomnieć
o jednym, dość paskudnym zachowaniu tych amazonek świata
owadziego. Występują one w rodzinach, tzw. rojach liczących
nawet do 80 tysięcy osobników, składających się z robotnic,
samców (trutni) i królowej (matki pszczelej). Poszczególne
osobniki w zależności od pełnionych funkcji różnią się między
sobą budową i ubarwieniem. Matka składa jaja. Z niezapłodnionych
jaj powstają trutnie, a z zapłodnionych samice. Trutnie występują
wyłącznie w okresie wiosny i lata. W tym czasie kopulują z młodymi
matkami pszczelimi. Gdy tylko wywiążą się ze swego
zadania robotnice wypędzają je poza rój
i tam giną.
Okazuje się, że te owady - synonim pracowitości,
wzór do naśladowania - pod pewnym względem wcale nie są lepsze od krwiożerczych samiczek modliszki. Jedne i
drugie skazują swoich samców na śmierć, choć w przypadku
modliszek, samiec przy odrobinie szczęścia ma jeszcze jakieś
szanse na uratowanie własnej skóry, truteń niestety nie. |
|
pszczoła |
|
I na koniec ciekawostka dla smakoszy miodu
pszczelego. Czy wiecie z czego pszczoły robią miód spadziowy? z nektaru,
pyłku kwiatowego,
z odchodów mszyc.
Mszyce odżywiają się białkiem znajdującym się w wysysanym
przez nie soku roślinnym. W soku oprócz białka są także zbędne
dla mszyc węglowodany, które wydalają. Osobiście bardzo lubię
miód, zawsze kupuję wielokwiatowy, spadziowego chyba jeszcze
nie jadłam,
ciekawe czy w smaku jest jakaś różnica. W końcu wszystko to węglowodany.
Zbliżą
się koniec pierwszej dekady listopada. Na dworze szaro, zimno,
ponuro, pada deszcz, wieje silny wiatr - jednym słowem -
paskudnie.
Stoję
w oknie, patrzę na krople spływające po szybie, a z zakamarków
pamięci powracają słowa wiersza Staffa "Jesienny deszcz". Oto mój
ulubiony fragment
O
szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Prawda,
że piękny i tak dobrze oddaje atmosferę tych późnojesiennych
dni.
Późna jesień to dla ogródka wejście w stan spoczynku,
wytchnienie po wiosenno-letnim okresie. Jest to chwila oddechu także dla nas. Nie musimy
kosić ciągle rosnącej trawy, wyrywać chwastów, uschniętych kwiatów, podlewać,
sadzić, przesadzać, zbierać
nasion... i ta świadomość, że wszystko jest posprzątane,
zapięte na ostatni guzik daje dodatkową satysfakcję i
zadowolenie z siebie. Nagle zaczyna robić się dużo wolnego
czasu, wreszcie z czystym sumieniem możemy usiąść wygodnie
przed kompem i pooglądać zdjęcia. I mimo, że na dworze plucha,
przed naszymi oczami na monitorze jawią się wielobarwne obrazy przepełnione słoneczną energią.
Środek listopada, a ogródek... zasypany
śniegiem...
Jaką mamy
ładną zimę tej
jesieni.
Tak, tak - zima na dobre zadomowiła się u nas.
Wydawałoby się, że w taką
pogodę wszystkie małe zwierzaczki gdzieś się pochowały
i śpią smacznie, a tu
proszę - malutka muszka. Miała może ze 3mm długości.
Siedziała na śniegu, a temperatura poniżej zera nie
robiła na niej żadnego wrażenia. |
|
muszka |
|
Połowa ostatniej dekady miesiąca, wreszcie jesień
przypomniała sobie, że jeszcze nie czas odchodzić. Śnieg
stopniał, na dworze chłód, wilgoć, co jakiś czas pada deszcz, taka typowa szaruga. Na
dodatek nasz ogródek zryły krety - paskudnie to wygląda. Moja biedna trawa
- okrutnie
poniszczona. W sobotę usunęłam wszystkie kopce, od razu zrobiło
się lepiej.
Zadowolona
z efektów swojej pracy
wzięłam aparat i ruszyłam na poszukiwania jesiennych barw.
Zima przyszła tak nagle, że nie zdążyłam zrobić ani jednego
jesiennego zdjęcia. Rozejrzałam się dokoła - żadnego robaczka, kwiatków też już
nie było. Znalazłam jedynie owoce berberysu i asparagusa, trochę
uschniętych kwiatów z nasionkami i ładnie wyglądający
o tej porze żółknący modrzew.
|
|
|
|
|
berberys
|
nagietek |
asparagus |
modrzew |
Jedynie nie brakowało kropelek
- małych i całkiem sporych, okrągłych, podłużnych,
przypominających swym kształtem gruszki. Były dosłownie
wszędzie.
W jednych przeglądały się
drzewa, krzewy, inne -
niczym szklane lupy powiększały lub pomniejszały fragmenty roślin,
jeszcze inne na niciach pajęczyn tworzyły imponujące sznury
korali.
I
wszystkie tak przepięknie błyszczały w promieniach przebijającego
przez chmury słońca, niczym klejnociki
stworzone przez Matkę Naturę.
|