wrzesień, a lato ciągle trwa...
Wrzesień,
a lato ciągle trwa. Co prawda wieczory i poranki są chłodniejsze, ale za to dni... dużo słońca,
czyste niebo, od czasu do czasu mała chmurka zakłóci jego
nieskazitelny błękit. Temperatura - taka akuratna
- powyżej 25
stopni. Ależ wspaniały mamy początek miesiąca.
W
ogródku większych zmian nie widać, może z wyjątkiem jednej -
mamy zdecydowanie mniej komarów.
Wreszcie można posiedzieć w ogródku, a w nim - coraz
więcej zielonych zakątków.
Jedynie
w nielicznych miejscach widać kolorowe akcenty, głównie w postaci
gromadek kosmosów.
Są
nasturcje, nagietki, uczepy. W
zasadzie dalej kwitną te same kwiaty co w poprzednim miesiącu,
jednak wiele z nich swój najlepszy okres ma już za sobą.
Jest
też kilka niespodzianek. Ponownie zakwitły dzwonki ogrodowe. Z
reguły po zebraniu nasionek wyrywam je. W tym roku zapomniałam o
kilku. Może nie są takie
dorodne, jak w okresie kwitnienia, ale i tak cieszą oko. Po
przeszło miesięcznej nieobecności znowu pojawiły się
białe i bladoróżowe stokrotki, a także różowe
kwiatuszki poziomki ozdobnej.
|
|
|
|
|
nasturcja |
uczep |
nasturcja |
|
|
|
|
|
stokrotka |
kurzyślad
polny |
dzwonek
|
rozchodnik
okazały |
Kończy
się pierwsza dekada września, a wraz z nią piękne, upalne
lato. Z dnia na dzień temperatura znacznie spadła, o co najmniej 10 stopni.
Ale i tak nie jest źle, w sumie miała z czego spadać.
Ostatnio termometry odnotowały przeszło 30 stopni, a i
kilka ostatnich nocy było również wyjątkowo ciepłych (18
stopni), a to naprawdę rzadkość o tej porze. Niemniej jesień nadchodzi.
Oj, już niedługo zacznie się solidne sprzątanie. Najgorsze są
ciągle opadające z drzew liście. Nie dość, że jest ich od
groma, to jeszcze potrafią opadać tygodniami. Pod drzewami, ile
by się nie grabiło, zawsze są. I tak, aż spadnie ostatni
listek. Ale za to potem - zasłużony odpoczynek.
10
września - bardzo przyjemna pogoda - 22 stopnie w cieniu,
bezchmurne niebo. W powietrzu czuć leciutkie podmuchy wiatru. Cóż można chcieć więcej w ten wrześniowy dzień. Ja to może
jeszcze bym chciała kilka udanych fotek. Ach, żeby tak trafić na jakiegoś
fajnego robala. U nas jest ich jak na lekarstwo, chociaż czasami
uda mi się coś "ustrzelić". Właśnie wczoraj trafiłam na
długoskrzydlaka
sierposza. Co
prawda był trochę pokiereszowany - bez jednej nogi. Skrzydełka
miał obsuszone na końcach. Ale jak się
nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
W
tym roku to
było moje drugie spotkanie z tak dużym okazem.
Pierwsze, niestety nie zaowocowało ani jednym zdjęciem.
Akurat siedziałam w trawie i robiłam fotki malutkim chwaścikom.
W koło
cisza, spokój. Nagle coś dużego, zielonego skoczyło mi na
aparat. To był on. Ale mnie zaskoczył. W końcu nie
co dzień takie, bądź co bądź duże zwierzę wskakuje na
obiektyw. Pierwsze co mi przyszło do głowy - pochwali się
mężowi. Z wrażenia zupełnie zapomniałam, że to zielone stworzonko świetnie
skacze i nie koniecznie będzie chciało siedzieć tak długo
w jednym miejscu (na moim obiektywie). W połowie drogi
pasikonik po prostu skoczył w trawę i tyle go widziałam.
Może, gdybym nie biegła z nim
do domu, tylko spokojnie posadziła w słonecznym miejscu,
pewnie teraz miałabym sporo fotek. A okaz, muszę przyznać,
był bardzo dorodny. Tak to
jest, jak emocje biorą górę.
Coraz mniej modeli do fotografowania, a pogoda (światło) całkiem
znośna. Chyba wyskoczymy na parę dni w Tatry. Zawsze to jakaś
odmiana. Po powrocie nie omieszkam zamieścić trochę zdjęć z
tego urokliwego regionu Polski. Żeby tylko światełko zagrało,
bo bez niego... wiadomo... kiepściutkie fotki.
15 września - mamy jesień i to
w najgorszym wydaniu. Temperatura oscyluje wokół 10-ciu stopni, niebo zasnute
chmurami, wieje zimny nieprzyjemny wiatr. W powietrzu czuć wilgoć.
Pewnie już niedługo będzie padać. Przed chwilą w TV zobaczyłam
co się dzieje w Zakopanem. Tam jeszcze gorzej, mówiąc
krótko - Zakopane - zasypane... śniegiem. A my wczoraj stamtąd wróciliśmy. W czasie naszego pobytu była całkiem znośna
pogoda, choć mogłoby być odrobinę cieplej.
W
zasadzie tylko więcej słońca by się przydało, głównie z powodu
zdjęć. Mimo tych niedogodności, niektóre fotki nawet nieźle wyszły.
Naszą
wędrówkę po Tatrach rozpoczęliśmy od Doliny Białego. Trasa stosunkowo krótka i
łatwa, dobra na rozgrzewkę. |
|
Po drodze zahaczyliśmy o Sarnią Skałę
(1377m n.p.m.). Szczyt ten, dawniej znany pod nazwą Mała Świnica,
leży w tatrzańskich reglach. Wznosi się ponad Dolinami: Strążyską,
Białego i ku Dziurze.
Mąż wszedł na najwyższy punkt i stamtąd podziwiał widoki
- a jest co podziwiać.
Na drugiej fotce dość
nietypowe ujęcie Sarniej Skały, a to po to, żeby pokazać
ile miejsca jest na jej szczycie i zachęcić do
"wdrapania" się na nią. |
|
|
Sarnia Skała |
|
Szkoda tylko, że światełko nie za
bardzo dopisało, to niestety przełożyło się bezpośrednio na
jakość zdjęć. Sarnia
Skała jest
świetnym miejscem widokowym. Stąd doskonale widać panoramę leżącego
u jej stóp Zakopanego, potężną północną ścianę Giewontu
(1894 m n.p.m.).
Z
Sarniej Skały zeszliśmy na Polanę Strążyską, ale jeszcze tuż
przed nią odbiliśmy na Siklawicę.
Powrót do domu Doliną
Strążyską wzdłuż Strążyskiego Potoku.
To jedna z bardziej urokliwych
dolin tatrzańskich. Jej zbocza porośnięte
są gęstymi lasami. Na uwagę zasługują ciekawe formy
skalne - Kominy Strążyskie. |
|
|
Dolina
Strążyska |
Komin
Strążyski
|
|
Kolejna
trasa prowadziła przez Nosala, Dolinę Olczyską i Jaszczurówkę. Tam też nie zabrakło widoków
zapierających dech w piersi. Pogoda była zdecydowanie
lepsza. Na niebie dość często gościło słońce, choć chmur
nie brakowało. Tego dnia aura zmieniały się bardzo dynamicznie,
co widać na zdjęciach.
|
|
|
|
Nosal |
w
dole widok
na Kuźnice |
|
|
|
|
Widok z
Nosala |
Zejście z
Nosala |
Z
Nosala prosto na Polanę Olczyską. |
|
|
Polana
Olczyska |
Potok
Olczyski |
|
A
jak jest się w Tatrach, to nie sposób pominąć
Morskiego Oka i Czarnego Stawu pod Rysami.
Co
tu dużo mówić, wystarczy popatrzeć - Morskie Oko, to jedno z piękniejszych
miejsc Polskich
Tatr.
Teraz czas ruszyć wyżej - nad Czarny Staw pod Rysami.
Cały
dzień towarzyszyła nam wspaniała pogoda, na dodatek oba stawy
były prawie wyłącznie
dla nas. Nawet nie zauważyliśmy jak szybko minął czas,
dopiero zachodzące słońce przypomniało, że już najwyższa
pora wracać.
Na
koniec kolorowe akcenty Tatr. Mimo, że to połowa września,
kwitnie jeszcze wiele roślin. Można je spotkać dosłownie wszędzie
- na polanach, w lasach, nad potokami, stawami, między skałami. Robienie
zdjęć, zwłaszcza na łące pełnej owiec, albo na szczycie skały, to
dopiero frajda.
Patrząc
na przepiękne tatrzańskie krajobrazy, majestatyczne góry,
kryształowo
czystą wodę w potokach i stawach, na malutkie i jakże urokliwe
kwiatuszki czy owoce, mam ogromną ochotę wrócić tu wiosną, albo
jeszcze wcześniej - w czasie złotej polskiej jesieni. Szkoda, że
Tatry są tak daleko... i czasu ciągle brakuje...
22
września - właśnie zaczęła się kalendarzowa jesień. Niestety,
aura zgotowała kiepskie powitanie nowej porze roku. Jest
wilgotno, zimno - około 10-ciu stopni. Chmury bardzo szczelnie
zakrywają niebo. Na dodatek cały czas pada deszcz. Taka pogoda
utrzymuje się od połowy września... wesoło nie
jest.
W ogródku dużo roboty, zwłaszcza z trawą - ona wręcz
krzyczy, żeby ją skosić. Krety i nornice też nieźle sobie
poczynają - ogródek zryty okrutnie. Najgorsze jest to, że wzięły
się za rabaty, na których mam tulipany. Dużo bym dała, żeby
pozbyć się tych uciążliwych gryzoni.
|