Aktualności Album Galeria  Księga Gości Kontakt

 

Archiwum 

2008
2007
2006


Rok 2009

Styczeń
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień


A
ktualności
 


luty - wiosna tuż tuż

 

Początek lutego - ciąg dalszy łagodnej zimy, a może to już przedwiośnie. Temperatura w dzień dodatnia, ale bliska zera, w nocy i nad ranem jeszcze kilkustopniowy mróz. Ziemia w dalszym ciągu zamarznięta. Zza chmur zaczyna nieśmiało wyglądać słońce - oj bardzo nieśmiało.

Moje "domowe" tulipany są takie wysmukłe. W zeszłym roku o tej porze już kwitły, a w tym... hm, będę musiała uzbroić się w cierpliwość.

tulipany

Mocne słońce sprawia, że na dworze robi się coraz cieplej, a to znak, że już pora zakończyć leniuchowanie i zabrać się za ogródek.

Dobrze jest przyjrzeć się drzewom i krzewom z sekatorem w ręce. Już teraz możemy zacząć ich przycinanie, którego efektem będzie roślina pozbawiona wszystkich uszkodzonych, chorych gałęzi. Pamiętamy również o usunięciu gałęzi krzyżujących się i rosnących do środka drzewa lub krzewu. 

Aby rośliny dobrze się rozkrzewiały trzeba skrócić wszystkie ich pędy. Zabieg ten nie dotyczy krzewów kwitnących przed rozwojem liści na ubiegłorocznych pędach (np. forsycja). 

Nie zapominamy także o iglakach. Po ciężkim zimowym okresie, gdy tylko ziemia rozmarznie warto zasilić je odpowiednim nawozem.

7 lutego - zawitała wiosna. Dużo słońca, mało chmurek, temperatura około 10 stopni, w słońcu nawet 26. To pierwszy taki ciepły dzień w tym miesiącu. Grzechem byłoby siedzieć w domu, gdy na dworze tak pięknie. Wzięłam aparat i ruszyłam na łowy. Ogródek o tej porze wygląda, mówiąc oględnie, mało atrakcyjnie...

za to źdźbła mchu przystrojone kropelkami ładnie wyglądają.

A jak jeszcze znajdzie się w nich biedronkę, albo muszkę... 

11 lutego - pierwszy śnieg, pierwszy tulipan...

Koniec pierwszej dekady miesiąca - wróciła zima, ale jakaś taka posępna. Niebo szczelnie zakryte chmurami. Temperatura bliska zera - w dzień bardziej powyżej jak poniżej. W takim okresie łatwo o przeziębienie, grypę. Pamiętajmy o tym i szczególnie teraz dbajmy o siebie.

Spadł pierwszy śnieg w tym miesiącu, jednak utrzymał się bardzo krótko. Dodatnia temperatura zrobiła swoje. Już po południu nie było po nim ani śladu. Mam nadzieję, że to już ostatnie podrygi zimy, choć mówiąc szczerze marzy mi się fotka przebiśniegów przebijających się przez bieluśki śnieg.

 

Rozkwitł pierwszy tulipan - w domu oczywiście.

Rozkwitł pierwszy tulipan (w domu oczywiście). Wreszcie doczekałam się. Okaz jak na razie skromnych rozmiarów, ale w taki pochmurny, smutny dzień i tak cieszy podwójnie. Pewnie jutro, najdalej pojutrze rozkwitną nowe. Żeby tak trochę więcej światła było, może udałoby mi się zrobić trochę lepsze fotki, ale pewności nie mam...

tulipan

Następnego dnia pogodowa powtórka z rozrywki. Rano znowu przywitały nas  zimowe, śnieżne klimaty. I tak jak wczoraj, również dzisiaj termometr pokazywał dodatnią temperaturę. Ale nie ma co się cieszyć.

Prognozy nie są takie wiosenne, jakby się wydawało. Idzie ochłodzenie. W przyszłym tygodniu spodziewane są nawet 15-sto stopniowe mrozy. No cóż, poczekamy zobaczymy, przecież to tylko prognoza. Swoją drogą - straszna uparciucha z tej zimy, nie chce poddać się tak szybko. A nasza upragniona wiosenka co chwilę zagląda do ogródka. Kto wie, może dzisiaj też popsuje zimie śnieżne przybranie.

Za to w domu zdecydowanie bardziej wiosennie. Zakwitł następny tulipan.

Patrzę na nie i tak sobie myślę, wiosenne kwiaty kwitnące o tej porze w domu to niezły pomysł. Przydałyby się jeszcze inne, może żółte żonkile, niebieskie szafirki. W sumie nie ważne jakie, byleby były wiosenne i kwitły w lutym. 

tulipan

A jednak, prognoza pogody sprawdziła się. Po wielu nieśmiałych i mało udanych atakach zima zadomowiła się na dobre. Najpierw obficie sypnęła śniegiem. W ciągu jednego dnia napadało więcej, niż przez całą zimę, a było to 13-go w piątek. Później, z każdą chwilą temperatura nieubłaganie spadała, by osiągnąć, jak na luty przystało, bardzo przyzwoitą wartość minus 15 stopni w nocy. Ale oprócz mrozu i śniegu luty zafundował nam również sporą dawkę błękitnego nieba. I mimo, że na dworze mroźno, przy tak wspaniałym niebie nie czuje się tego w ogóle.

Połowa miesiąca - ogródek pokrywa gruba warstwa śniegu. Na drzewach i krzewach poranna szadź szybko znika w ostrym słońcu. A na niebie króluje  kryształowo czysty błękit.

I co by nie mówić o zimie, w takim wydaniu to piękna pora roku.

Właściwie dlaczego w dzień niebo jest niebieskie, dlaczego raz jest blado-niebieskie, kiedy indziej intensywnie błękitne, dlaczego o wschodzie czy zachodzie bywa krwistoczerwone, a nocą czarne. Za taki stan rzeczy odpowiadają dwa czynniki: atmosfera ziemska i promieniowanie słoneczne. 

Atmosfera ziemska to powłoka gazowa otaczająca naszą planetę, w głównej mierze składająca się  z powietrza. Jej istotnym  składnikiem, którego zawartość ulega zmianie, jest para wodna. Do atmosfery przedostają się także tzw. aerozole atmosferyczne, tj. pyły pochodzenia organicznego (pyłki roślinne, bakterie) i nieorganicznego powstające w wyniku działalności gospodarczej człowieka (sadza, popiół, spaliny). Natomiast promieniowanie słoneczne to mieszanina świateł o określonych barwach (długościach fali) - od czerwonej (największa długość) do fioletowej (najmniejsza długość). 

Promienie słoneczne przechodząc przez atmosferę ulegają  rozproszeniu. Cząsteczki gazów rozpraszają silnie fale świetlne o mniejszych długościach czyli fioletowe i niebieskie. Fale te przechodząc przez atmosferę są wielokrotnie rozpraszane w różnych kierunkach i dochodzą do nas ze wszystkich stron nieba. Rozproszenie sprawia, że powietrze odbieramy jako jasne z wyraźną przewagą fioletu, sporą porcją barwy niebieskiej, mniejszą barwy zielonej i całkiem małą barwy żółtej czy czerwonej. Takie połączenie barw odbierane jest przez ludzkie oko jako błękit. A jest on tym mocniejszy, im powietrze jest czystsze. 

Ale w atmosferze oprócz małych cząsteczek gazów są również większe, jak kryształki lodu, cząsteczki wody, czy różnego rodzaju zanieczyszczenia pyłem. Te większe cząsteczki rozpraszają równie dobrze wszystkie fale świetlne - od najmniejszej (barwa fioletowa i niebieska), do największej długości (barwa żółta i czerwona). Im więcej takich cząsteczek w powietrzu, tym mniejsza intensywność widzianego przez nas błękitu nieba. 

A co z czerwonymi wschodami i zachodami słońca, ze wspaniałymi czerwonymi chmurami. Efekt ten  wywołany jest  również rozproszeniem fal świetlnych, ale jak nie trudno domyśleć się, w przeważającej większości tych o większej długości (czerwony, żółty). A dlaczego tak jest. Tuż przed wschodem czy zachodem słońce jest nisko nad horyzontem, lub poniżej niego. Niebo oświetlają promienie słoneczne, które przeszły przez grubą warstwę atmosfery. Po przejściu przez atmosferę w promieniowaniu pozostają głównie fale świetlne o największej długości (żółte i czerwone). Natomiast fale o najmniejszych długościach (niebieskie, fioletowe) zostają silnie pochłonięte przez atmosferę. Większy jest zatem udział promieni czerwonych, żółtych w świetle docierającym do nas o tej porze dnia. 

A jak wyglądałoby nasze niebo, gdyby atmosferę ziemska nie rozpraszała promieni słonecznych? Nasze piękne, błękitne niebo w dzień byłoby zawsze czarne - mówiąc oględnie - mało optymistyczna wizja. Jedyną pociechą byłby widok gwiazd w dzień... ale w sumie... to chyba marna pociecha.

Tulipany kwitną i cieszą oczy już jakiś czas,  ale niestety, tylko patrzeć jak przekwitną.

tulipan

14 lutego - Walentynki i znowu mam wiosenne kwiaty, tym razem hiacynty. Te okazy, to  pokaźnych rozmiarów cebule w malutkich doniczkach. Mają już co prawda kwiatostany, ale do kwitnienia dużo im jeszcze brakuje - takie lubię najbardziej. Mówiąc szczerze, po raz pierwszy mam do czynienia z hiacyntami. Trochę niepokoją mnie bardzo małe doniczki i wyrastające poza nie korzonki. Nie bardzo wiem co z tym fantem zrobić. Postanowiłam poradzić się fachowca i poszłam do kwiaciarni. Tam od kwiaciarki dowiedziałam się, że nie powinnam przesadzać kwiatów do większych doniczek, te są w zupełności odpowiednie. Niestety, nie dostałam żadnej rady odnośnie owych korzonków. Na koniec, gdy już wychodziłam kwiaciarka, tak od niechcenia powiedziała, że hiacynty nie będą chciały zakwitnąć w warunkach domowych i pokazała mi swoje w pełnym rozkwicie. Muszę uczciwie przyznać - były bardzo okazałe. Wróciłam do domu pełna obaw.

Wszyscy wiemy, że aby dobrze wyglądała część nad cebulą, w dobrej kondycji musi być część pod nią. Korzonki już wyrosły poza doniczki, więc nie pozostało  nic innego, jak znaleźć odpowiednie pojemniki, takie żeby korzonki nie zostały w nich uszkodzone i mogły  swobodnie rosnąć. Poszperałam po domu i trafiłam na stare kubeczki, jeszcze z czasów, kiedy dzieci były małe. Nadały się jak ulał. Wlałam do nich wodę, w takiej ilości, aby korzenie były w niej zanurzone. Wodę wzbogaciłam nawozem do roślin kwitnących. Do tak przygotowanych kubeczków wsadziłam hiacynty wraz z doniczkami.

hiacynt

A co z tego wyjdzie, zobaczymy. Teraz, z racji wyglądu doniczek hiacynty zajmują zaszczytne i jakże odpowiednie miejsce ... w kuchni.

Ostatnia dekada, a właściwie ostatni tydzień miesiąca. Po kilku dniach większych mrozów wróciła łagodniejsza zima, choć w nocy i nad ranem mróz jeszcze spory. Ogródek smacznie śpi przykryty grubą pierzynką śniegu, a wiosny ani śladu.

Dobrze, że choć w domu kwitną tulipany - a każdego dnia inaczej wyglądają. Łatwo zauważyć, że to już ostatnie ich zdjęcia. To nic, są jeszcze wiosenne hiacynty - mam nadzieję, że wkrótce zakwitną, jeszcze przed końcem zimy. 
A jak przyjdzie wiosna, to dopiero będzie się działo...

tulipan

 

tulipany

Ach wiosenko, gdzieżeś ty...

Na dworze coraz cieplej, a śnieg i tak pada.

 

23 lutego - ogródek znowu zasypany. 
Widok z okna na stronę wschodnią - mam nadzieję, że to już ostatni taki śnieżny, choć muszę przyznać, że ładnie mu w tej bieli.

24 lutego - wreszcie odwilż, czyżby koniec zimy. Mimo, że jeszcze wczoraj obficie padał śnieg, dzisiaj mamy typowe przedwiośnie. Temperatura dodatnia - około 4 stopni, dużo słońca, naprawdę piękny dzień. Prognozy pogody są bardzo optymistyczne. Z dnia na dzień ma być coraz cieplej, choć słońca niestety nie za wiele. Tegoroczny luty był wyjątkowo śnieżny. Pewnie trochę potrwa zanim śnieg stopi się na dobre, mimo dodatnich temperatur. Już od wielu lat nie mieliśmy tak dużo i tak długo śniegu w tym miesiącu. 

A w domu, co z hiacyntami. Po zmianie sposobu podlewania, a raczej dostarczania im wody z "po cebulce" - jak doradzano mi w kwiaciarni,  na umieszczeniu roślin w pojemnikach, tak aby ich korzenie były zanurzone w wodzie z niewielką ilością nawozu  - efekty są bardzo widoczne. Oczywiście wodę uzupełniam na bieżąco. Wlewam jej tyle, żeby spodnia część doniczki była również zanurzona. Natomiast cebula nie może mieć kontaktu z wodą, bo zgnije.

Minęło kilka dni a moje hiacynty są coraz ładniejsze. Jeden już nawet zakwitł. Zastanawia mnie tylko tak różne tempo rozwoju obu roślin - czyżby były inne stężenia nawozu w kubeczkach - to jest bardzo prawdopodobne.  Na wszelki wypadek dzisiaj dodałam  jeszcze odrobinę nawozu do ciemnego kubeczka.

hiacynt

 Dwa dni później

No i proszę, niewielka ilość nawozu może zdziałać cuda, a przynajmniej znacznie przyspieszyć kwitnienie. A miało być tak ciężko. 
Po raz kolejny przekonałam się, że pragmatyczne myślenie i działanie przynosi bardzo zadawalające rezultaty

hiacynt

Miło jest patrzeć na rozkwitające na naszych oczach hiacynty, ale ich intensywny zapach...  pozostawia wiele do życzenia.

         

Aktualności Album Galeria  Księga Gości Kontakt

Powrót na stronę główną

Copyright H&W Krupińscy
Wszelkie prawa zastrzeżone