listopad w jesiennej szacie...
Po
zimowych wybrykach Matki Natury pod koniec października, z początkiem
listopada wszystko wróciło do normy. Temperatura na plusie,
trochę słońca, trochę chmur, że nie wspomnę o deszczu - jesień, najzwyklejsza
jesień.
Czeka mnie sprzątanie liści, okrywanie różaneczników. Jak da radę, to
jeszcze skoszę trawę. |
|
W
ogródku znowu zielono.
Kolorowych akcentów jak na lekarstwo. Smagliczki, orliki i
nagietki w niewielkim stopniu odczuły skutki niedawnych
zawirowań aury. Pozostałe już można usunąć. I to by było na tyle w 2012.
A
gdy uporam się z ogródkiem, czekają mnie wieczory długie, coraz dłuższe,
a dni takie krótkie. Za oknem wilgoć, plucha, potem śnieg, mróz,
że każdy w dłonie chucha. Wreszcie coraz krótsze noce, coraz więcej słońca i pewnie
deszcz i wilgoć i plucha, aż w końcu - ona, wiosna, ciepła, pełna kwiatów,
upragniona.
Druga
dekada listopada upływa w
towarzystwie dużej ilości słońca, z
temperaturą bliską 10st. Tym razem jesień w lepszym
wydaniu.
Długo
nie nacieszyliśmy się słońcem. W połowi
listopada spore zmiany w pogodzie - mgła, nocne i poranne przymrozki.
W dzień temperatura bliska zera. Ech, nieuchronnie zmierzamy do zimy...
Ogródek
przygotowany na każdą okoliczność, zmienia szaty
stosowne do panujących warunków. Po wszechobecnej zieleni
traw, drzew i krzewów z dodatkami płomiennych kolorów jesieni -
żółci, pomarańczy, czerwieni, tym razem w dyskretnej zieleni,
przyprószonej złamaną bielą szronu.
Po
południu zrzucił białe fatałaszki i wrócił do swej
zieleni. Hm, stroi się, oj stroi...
i zawsze jest na czasie... i taki
akuratny...
Ostatnia
dekada listopada - generalnie - szaro, buro i ponuro...
ale
zdarzają się też dni takie jak ten... |
|
Niewielka
ilość słońca i wszystko w koło lśni, połyskuje,
promienieje. Dodatnia temperatura, dochodząca nawet do
10-ciu stopni sprawia, że na nowo rozkwitają rudbekie, nagietki,
wrotycz, niezapominajki...
I
pomyśleć, że to już koniec listopada. Jeszcze tylko grudzień...
Zleciało jak z bicza
trzasnął.
|