początek
drugiej dekady XXI wieku - ale to zagmatwane... chyba jednak
lepiej tak po prostu 1 stycznia 2011
1
stycznia
- temperatura kilka kresek poniżej zera, śnieg
leży głównie na ziemi. Od czasu do czasu zaświeci słońce - w
sumie nic ciekawego. Oj dłuży się ta zima... i pomyśleć, że
miała być okresem wytchnienia, odpoczynku...
4
stycznia - wreszcie coś fajnego w nowym roku
- częściowe zaćmienie Słońca. Zasłonięte zostało ponad 80
procent tarczy słonecznej. Zjawisko to rozpoczęło się zaraz po
ósmej, natomiast najlepiej widoczne było od godziny dziewiątej.
Mnie udało się zrobić zdjęcie dosłownie kilka minut przed końcem
zaćmienia.
Sandomierz,
4.01.2011 godzina 10:47 - co
prawda to już ostatnie minuty zaćmienia, ale lepsze takie niż żadne. Zupełnie
zapomniałam, że to dziś. To nic, może następnym razem
będzie lepiej, czyli 20 marca
2015 roku - w końcu to już za 4 lata he he. A jak nie,
to może 12 sierpnia 2026. To dopiero będzie
wydarzenie, nie jakieś tam częściowe, tylko całkowite
zaćmienie Słońca. Jest tylko małe ale. Co prawda
będzie widoczne na naszym kontynencie ale w
Hiszpanii, Islandii, Grenlandii. W sumie nie tak daleko. |
|
|
częściowe
zaćmienie Słońca
|
|
9
stycznia - bezchmurne niebo, temperatura około 5
stopni na plusie, a w słońcu przekracza nawet 20 - jednym słowem odwilż...
i chciałoby się
powiedzieć, żegnaj zimo na rok.... |
|
Jakże
często
narzekam na tę naszą pogodę - zwłaszcza zimą, a to że
mróz, śnieg, a to znów plucha, deszcz, roztopy, błoto, to znów,
że dzień coraz krótszy, światła coraz mniej. Ale co by nie mówić,
uczciwie należy stwierdzić - nudno nie jest. Teraz, kiedy
zaczyna przybywać dnia, nie tylko nie jest nudno, ale mogę
zaryzykować stwierdzenie, że dzieje się coraz lepiej. Mówiąc
szczerze, nie chciałabym zamienić się na żadne inne miejsce na ziemi. Weźmy
na przykład taki równik - tam zawsze jest ciepełko. No właśnie
z a w s z e - ale nuda. To jeszcze nie koniec. Tam dzień i noc
trwają zawsze tyle samo - po 12 godzin. Słońce wschodzi około
6 rano, zachodzi koło 18-stej. To dopiero monotonia i ta noc
zaczynająca się zawsze o szóstej po południu - koszmar. My
przyzwyczajeni do letnich, długich dni, do letnich, późnych
zachodów słońca,
w czasie zimowych dni marzymy o tropikach, ale czy słusznie...
18
stycznia - wreszcie trochę słońca, ale i pierwszy poranek z przymrozkiem po długiej
- jak na tę
porę odwilży. Czyżby to zapowiedź powrotu zimy...
Mimo
bardzo obfitych grudniowych opadów śniegu, w ogródku już niewiele go pozostało.
Temperatury
ze 2 kreski poniżej zera i wszystko pokryło się szronem. Nie mogłam sobie
odmówić przyjemności zrobienia kilku fotek - oto one.
Na
obecną chwilę, to najwdzięczniejszy temat i chyba
najtrafniej oddający to, co dzieje się w przyrodzie. Bo
tak na dobrą sprawę przez większą część stycznia
jesień i to ta w najgorszym wydaniu nadrabiała zaległości
- temperatura podskoczyła niewiele powyżej zera, zrobiło
się pochmurno,
mglisto. Może odpoczęliśmy od męczących opadów śniegu,
ale ciągła wilgoć, brak słońca też dawały się we
znaki. Prognozy pogody mówią o powrocie zimy, o opadach
śniegu... to nic, została nam jeszcze jedynie ostatnia
dekada stycznia i luty - nawiasem mówiąc najkrótszy
miesiąc roku - a później już tylko wiosna i tego
będę się trzymać.
23
stycznia - znowu mamy zimę, jak na razie
bardzo łagodną. Temperatura - kreska, może dwie, trzy poniżej
zera. Nie obyło
się bez opadów śniegu. |
|
Następnego
dnia ogródek cały w śnieżnym puchu. W sumie dobrze, przecież to dopiero
koniec stycznia, a w perspektywie mroźny luty. Taka
naturalna, śnieżna pierzynka jest najlepszym zabezpieczeniem
przed dużymi mrozami. Byleby tylko nie była za gruba...
Jak widać ogródek śpi w
najlepsze, więc zapraszam do obejrzenia ALBUMU - wiosna-lato-jesień-zima
2010.
|