Aktualności Album Galeria  Księga Gości Kontakt

 

Archiwum 

2011
2010
2009
2008
2007
2006


Rok 2012

Styczeń
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień


A
ktualności
 


wrzesień... jesień tuż tuż...

 

Początek września, pogoda dalej letnia, a i tak czuć nadchodzącą jesień...

Na przełomie sierpnia i września pojechaliśmy w Tatry. Pogoda nie zawiodła. Wszystko, co zaplanowaliśmy, zostało zrealizowane, choć muszę przyznać, że było to minimum naszego planu. Ale jak się jedzie w Tatry po czteroletniej przerwie, to i tak nie jest źle. Mam tu oczywiście siebie na myśli, bo mąż w górach czuł się jak kozica. Zazdrościłam mu takiej formy. Myślę, że następnym razem będę w dużo lepszej kondycji..

Dosłownie pół godziny po zakwaterowaniu w Zakopanem, ruszyliśmy Doliną Białego Potoku. Nie ma to jak mieszkanie blisko skoczni. Stamtąd już po 15 minutach można znaleźć się na szlaku bardzo przyjemnej, spacerowej trasy - Doliny Białego, jak najbardziej odpowiedniej na rozgrzewkę. Co prawda w końcowej części jest bardziej stromo, ale da się wytrzymać. Za to widoki rozpościerające się z Sarniej Skały całkowicie rekompensują nasz trud. Przed Sarnią Skałę są dwie polanki. Na jednej z nich, tegoroczną atrakcją był spacerujący wśród turystów lis.

W Tatrzańskim Parku Narodowym akcja szczepienia lisów przeciw wściekliźnie spowodowało zwiększenie ich populacji. Można spotkać je w pobliżu wielu szlaków turystycznych.

Lisy nie pogardzą niczym, co nadaje się do zjedzenia, chętnie korzystają z pokarmu pozostawionego przez ludzi.

lis

Wystarczyło wyciągnąć cokolwiek do jedzenia, a lisek już był tuż koło nas.

lis

Pierwszy raz z tak bliska widziałam rudzielca i dlatego jego widok sprawił mi ogromną frajdę... choć z drugiej strony, ten dziki zwierz był bardziej oswojony od "naszego" jeża - mieszkańca ogródka..

Po prawej druga polanka, tuż pod Sarnią Skałą.

Jeszcze tylko niewielki wysiłek, a później można patrzeć i napawać się pięknem naszych Tatr. 

Nieskazitelny błękit nieba, klarowne powietrze, wspaniała widoczność - czego można chcieć więcej...

Sarnia Skała

Później wyłącznie z górki ku Dolinie Strążyskiej. Po drodze można zahaczyć o niewielki wodospad Siklawicę. Niestety, tegoroczna susza spowodowała, że z dawnego wodospadu pozostała jedynie niewielka struga wody sącząca się po omszałej skale.

Następne miejsce odwiedzone przez nas, to Dolina Pięciu Stawów Polskich.

Idąc szlakiem od Wodogrzmotów Mickiewicza Doliną Roztoki mogliśmy podziwiać wspaniałe masywy - z prawej strony Wołoszyn z licznymi żlebami, z lewej Opalone (na zdjęciu obok oczywiście odwrotnie). 

Wołoszyn i Dolina Roztoki

 

Końcowy odcinek, prowadzący do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów już nie był tak łagodny... 

Chwilkę odpoczęliśmy na ławeczce pod schroniskiem. A później już tylko uczta dla naszych zmysłów. Widok kryształowo czystej wody po prostu powala. Do tego cisza, spokój i jeszcze ta niewielka ilość turystów w porównaniu z Morskim Okiem. Naprawdę można wypocząć. 

I tu spotkaliśmy amatorów łatwego posiłku - kaczki. Wystarczy usiąść na brzegu stawu. Ni stąd ni zowąd podpływają, licząc na smakowity kąsek. A jeżeli nie dostają... 

kaczki

...wychodzą z wody i dziarskim krokiem kierują się w naszą stronę.

Stanie taka kaczusia przed nami, głęboko popatrzy w oczy i cierpliwie czeka... W końcu dostaje to po co przyszła, bo kto może oprzeć się takiemu uroczemu ptaśkowi, który ufnie podchodzi do nas, milcząco prosząc o jedzenie... 

kaczka

Czas mijał nieubłaganie, a do domu daleko. Najwyższa pora wracać.

Jeszcze ostatnie spojrzenie na malowniczą dolinę... 

Jestem przekonana, że za rok tu wrócimy...

Kolejny dzień, kolejny szlak do przejścia - z dedykacją dla Marysi.

Już od samego rana piękna, słoneczna pogoda. Naszą wędrówka rozpoczęliśmy od wjazdu kolejką linową na Kasprowy. Później przez Goryczkową, Kondracką Kopę, pod Giewont, następnie czerwonym szlakiem przez Siodło, Przełęcz Bacuch i Grzybowiec do Doliny Strążyskiej.

Pierwsza połowa trasy aż do Kondrackiej Kopy całkiem przyjemna. Druga, mimo, że więcej z górki niż pod, zdecydowanie cięższa. Nogi, a właściwie palce u nóg najbardziej ucierpiały. Każde zejście było dla nich katorgą. 

Trasa następnego dnia wiodła "Doliną Krupówek" he he... Tym razem, to mąż narzekał...

Kupiłam sobie sandałki i już po południu poszliśmy do Doliny za Bramką. Sandałki sprawdziły się w stu procentach.

Dolina za Bramką to trasa typowo spacerowa, dosłownie dla każdego. Mino tego jest rzadko odwiedzana.

Szlak prowadzi wzdłuż Potoku zza Bramki. 

Dolina za Bramką 

Bardzo interesująco wyglądają skaliste zbocza doliny. To dla nich ją odwiedzamy...

... a w  szczególności dla jednej, której szczyt swym kształtem przypomina koguta, choć niektórzy widzą w nim smoka... My zdecydowanie optujemy za kogutem. Zresztą sami zobaczcie...

kogut z Doliny za Bramką

Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła fotek zdecydowanie mniejszym niż góry obiektom...

dzwonek wąskolistny świetlik łąkowy goryczka trojeściowa dziewięćsił dziewięciornik błotny
konik polny bodziszek żałobny niecierpek pospolity goryczka gorzkawa
świerzbica polna goryczka trojeściowa dziewięciornik błotny wrzos zwyczajny ...
omieg górski goryczka trojeściowa goryczka trojeściowa dzika marchew chaber
świerzbica polna tojad mocny wierzbówka kiprzyca goryczka orzęsiona
niecierpek pospolity dziewięćsił goryczka trojeściowa dzwonek wąskolistny dzwonek wąskolistny
goryczka gorzkawa bodziszek cuchnący dostojka malinowiec świetlik łąkowy bnieć czerwony
dziewięciornik  błotny goryczka trojeściowa wierzbownica  górska świerzbica polna rzeżucha alpejska
rzeżucha alpejska czworolist pospolity bodziszek cuchnący wrzos zwyczajny ...

A ogródek... cały czas czeka na deszcz...

11 września - dzień z bezchmurnym niebem i temperaturą bliską 30-stki. Wieczór też niczego sobie. Nawet w nocy temperatura zaskakująco wysoka - to chyba już taka ostatnia.

Dni coraz krótsze, zmierzch zapada coraz szybciej, a noce jeszcze takie ciepłe. Siedzieliśmy na dworze i nawet nie zauważyliśmy kiedy się ściemniło.  Dopiero widok jeża uświadomił nam, że to noc. Posiedzieliśmy jeszcze trochę... już w trójkę he he... 

jeż

Ależ ten wrzesień suchy. O ile pamiętam, w tym miesiącu był tylko jeden dzień ze słabymi opadami, bardziej przypominającymi mżawkę niż deszcz. Susza daje się we znaki. Żywopłot zaczyna żółknąć. W bardziej nasłonecznionych miejscach w ogóle nie koszę trawy. Czyżbyśmy mieli powtórkę zeszłorocznej suszy...

Z mniejszej rabaty zachodniej zaczęłam usuwać stare jałowce, które już w zeszłym roku podsychały. Zamierzałam w ich miejsce wsadzić coś nowego, ale w obecnej sytuacji to dość ryzykowne. Trzeba czekać na deszcz...

20 września - wreszcie i u nas zaczęło padać, a raczej kropić... dobre i tyle...

Ostatnie dni miesiąca z kilkoma godzinami solidnego deszczu i to w godzinach nocnych. W dzień oczywiście dużo słońca...

 

     

Aktualności Album Galeria  Księga Gości Kontakt

Powrót na stronę główną

Copyright H&W Krupińscy
Wszelkie prawa zastrzeżone