luty,
gdzie ta zima...
19
lutego, a zimy jak nie było tak nie ma. Temperatura
na plusie. Prawie cały miesiąc padał deszcz. Słońca
było jak na lekarstwo.
|
|
Sporadycznie
pojawiały się niewielkie przymrozki.
Na
jeden dzień wróciła
zima.
|
|
5
lutego - pierwszy, a zarazem ostatni dzień ze śniegiem w lutym.
Tego dnia zima pożegnała nas, mam nadzieję, że
definitywnie.
Dzięki
dużej ilości opadów ogródek jest dobrze
nawodniony. Dodatnie temperatury sprawiły, że roślinki
budzą się do życia.
Kwitną
przebiśniegi, wschodzą tulipany. I wszystko byłoby super, gdyby
nie... no właśnie gryzonie. Po bodaj trzyletniej nieobecności,
znowu są. Raz już udało mi się je, że tak powiem zniechęcić
do przebywania w naszym ogródku, ale teraz gdzieś zatraciłam
wolą walki. Może jak się zrobi cieplej i czasu będę mieć
więcej...
|
|
|
przebiśniegi |
|
Trochę
pospieszyłam się z podsumowaniem lutowych wydarzeń. Wyglądało
na to, że teraz już tylko wiosna, a tu proszę - jeszcze
raz mieliśmy przyjemność gościć piękną śnieżną zimę.
20 lutego z samego rana ogródek tonął w śnieżnym puchu.
Tym razem utrzymał się znacznie krócej. Już po południu nie było po nim śladu. Jedynie
kilka fotek pozostało...
Dwa
dni później - na termometrze koło 10st.
Temperatura całkiem całkiem,
można zacząć działać. Zaopatrzyłam się w nawóz granulowany
do żywopłotów. Ziemia dobrze mokra. Jakby tak jeszcze popadało...
Ciepło, mokro, opady, to
najlepsze warunki
do nawożenia roślin. Wtedy najszybciej uaktywniają się zawarte w
nawozie substancje.
|
|
Do
końca miesiąca pozostał jeszcze tydzień, ale już teraz mogę
powiedzieć, że tak mokrego, deszczowego i pochmurnego lutego nie pamiętam.
Wysoką - jak na luty - temperaturą w ogóle nie jestem
zaskoczona, bo ostatnie lata przyzwyczaiły mnie do tego, ale żeby w lutym było tak mało dni ze słońcem i
tak często padało...
Oby to nie była zapowiedź bardzo mokrego roku z powodziami włącznie...
Taki
szary, ponury ten luty...
może
dla odmiany trochę walentynkowej czerwieni...
|