wrzesień...
23
września - do ogródka zawitała jesień, a
jeszcze parę dni temu... bezkres morza, obłędne wschody i
zachody słońca, rozkrzyczane mewy.
Większą część września spędziliśmy
nad morzem w Jastarni. Tym razem pogoda wyjątkowo udała się.
Planowaliśmy
tygodniowy pobyt, licząc jedynie na spacery brzegiem morza, zwiększoną
dawkę jodu, puste plaże. Opalanie było w sferze pobożnych życzeń.
Na wszelki wypadek wzięłam ze sobą strój do opalania. Mężowi
tez zapakowałam kilka par krótkich spodenek ... opłacało się.
Pogoda była wspaniała, co zaowocowało nie tylko całkiem niezłą
opalenizną, ale też bardzo dużą ilością fotek. Dwa,
może trzy dni mieliśmy z nieco gorszą, pochmurną pogodą. Były
one balsamem na naszą rozgrzaną i świeżo opaloną, niekoniecznie
na brąz, raczej na "prosiaczka" skórę.
Niemal
każdego dnia fundowaliśmy sobie kilkugodzinny spacer prawie
pustymi plażami, racząc się świeżym powietrzem, podziwiając
nasze piękne morza i wspaniałe niebo, ograniczone jedynie linią
horyzontu.
Większość
wschodów słońca mąż spędził nad morzem. Mnie nie udało się
zobaczyć ani jednego - były co najmniej o
dwie godziny za wcześnie...
Za
to zachody słońca oglądaliśmy razem. Przychodziliśmy dużo
wcześniej przed zachodem nad zatokę i też było na co popatrzeć...
Na
koniec jeszcze kilka fotek ptaków, bo to przecież nierozłączny
element nadmorskiego krajobrazu.
Po
biegusach czas na mewy.
Koniec
września tuż tuż.
W
ogródku niewiele nawojowałam. Mówiąc szczerze jedynie skosiłam
trawę.
Pogoda
typowo jesienna. Noce i poranki wilgotne, mgliste, chłodne.
Dni znacznie cieplejsze,
15 stopni i więcej.
|