luty pełen
niespodzianek...
Pierwszy
poranek lutego mroźny. O siódmej rano termometr pokazywał
11stopni na minusie.
Na
szczęście przestało padać. W ciągu dnia zaczęło
się ocieplać. O porannym mrozie szybko zapomniałam. Byłam
przekonana, że to ostatnie tchnienia mroźnej, śnieżnej zimy.
5
lutego - pierwszy słoneczny dzień.
Śnieg topił się w oczach. Czy to przypadkiem nie wiosenka do nas nieśmiało zagląda... W głowie układam plany na wiosenne porządki.
Wreszcie trochę ruchu na świeżym powietrzu... i to bez maski na twarzy... fajnie
jest poczuć trochę normalności... już sama myśl o rychłej
wiośnie szalenie mnie cieszy.
|
|
Niestety,
nadzieje na wiosnę znikły z dnia na dzień. Łagodna zima zmieniła się
nie do poznania. Śnieżyce, silne wiatry, zawieje, zamiecie i ten
kilkunastostopniowy mróz. Zupełnie jakbym cofnęła się w czasy
dzieciństwa... Onegdaj luty był najmroźniejszym
zimowym miesiącem. Przysłowie "idzie luty, okuj buty"
było jak najbardziej a propos. Śnieżyce, zawieje,
zamiecie nikogo nie dziwiły, zwłaszcza w lutym, choć styczeń
nie odbiegał w jakiś znaczący sposób. Teraz, taką pogodę
przedstawiano jako anomalię i dowód na ocieplenie klimatu. Żałuję
że, nie mam ani jednej fotki z tej "anomalii
pogodowej"... ale kto wie, może jeszcze będzie okazja, bo w
końcu zimę mamy...
O ociepleniu
klimatu uczono mnie już w szkole podstawowej. Pamiętam panią z
geografii opowiadającą o tym zjawisku i jego konsekwencjach - łagodniejszy klimat, migracja zwierząt, roślinności
rodem z ciepłych
krajów do strefy umiarkowanej, w której się znajdujemy. Jak się
ma 11 lat wyobraźnia nie zna granic... Oczami wyobraźni widziałam
egzotyczne zwierzęta... na łąkach pasące się stada pasiastych
zebr w towarzystwie na przykład antylop gnu... skubiące liście
akacji żyrafy, nawiasem mówiąc
najwyższe
zwierzęta na świecie (ponad 5 metrów wysokości), że nie wspomnę o największych lądowych zwierzętach -
słoniach afrykańskich, których samiec może ważyć nawet 7 ton
i mieć 4 metry wysokości. Nie zabrakłoby skaczących po
drzewach zwinnych szympansów. Gwoli przypomnienia to rodzaj małp z rodziny człowiekowatych,
najbliżej spokrewnionych z człowiekiem. Mówiąc szczerze z tym
ostatnim stwierdzeniem bym polemizowała... ;). W mojej dziecięcej
menażerii było miejsce również dla bajecznie kolorowych papug,
a także drapieżników - lwów, tygrysów, lampartów... choć muszę przyznać, że obecność tych ostatnich trochę mnie
niepokoiła... ;) Ten niepokój w dużej mierze rekompensowała
wizja wiecznie zielonych cytrusów w naszych ogródkach, palm
daktylowych, osiągających niebagatelną wysokość 25 metrów,
soczyście zielonych, szybko rosnących bananowców, a co za tym
idzie świeżych daktyli, pomarańczy, mandarynek, bananów... to
wszystko na wyciągnięcie ręki bez ograniczeń, a nie tylko w
okresie przedświątecznym i to głównie dla "sklepowych łowców". Z
perspektywy czasu mogę stwierdzić, że póki co, znacznie
poprawiła się dostępność niegdyś deficytowych owoców południowych...
można je kupić bez ograniczeń przez cały rok i nie ma to nic
wspólnego z ociepleniem klimatu... ;)
Kawał
takiego błękitu nad głową, to dopiero zastrzyk pozytywnej
energii... Dwa
dni później znowu czyściutkie niebo. Rano jeszcze duży mróz, mam nadzieję,
że ostatni tej
zimy.
Gromadka dzwońców - ptaszków wielkości wróbla, zaanektowała nasz ogródek. Nie
trudno je rozpoznać. Ilekroć pojawiają się, hałaśliwie dają
znać o sobie. Samce są bardzo zadziorne, często rywalizują ze
sobą. Jeżeli zobaczycie dwa ptaki bijące się w powietrzu -
jest prawie pewne, że to dzwońce.
Samiec
bardziej żółty od samicy, z większymi żółtymi
plamkami z boku ogona i na lotkach.
|
|
|
dzwoniec
samiec
|
|
Upierzenie
dzwońca oliwkowozielone na wierzchu
ciała, a zielonożółte na spodzie. Boki głowy szare. Ogon krótki,
wyraźnie rozwidlony, czarny na końcu, a żółty u nasady. Dziób
mocny, stożkowaty, barwy cielistej.
Samica bledsza z delikatnym kreskowaniem na grzbiecie.
|
|
|
dzwoniec
samica
|
|
Jeszcze
jeden ptaszek...
Na
czereśni usiadł czarny, zziębnięty gawron. Z piór zwisały mu lodowe grudki. Oj
wymarzło się ptaszysko tej nocy...
|
|
gawron
|
|
Idzie ocieplenie... już nie mogę doczekać
się przebiśniegów. Wzeszły w grudniu... ale nie zdążyły
zakwitnąć...
Ależ
ten luty zaskakuje... Pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie.
Jeszcze
wczoraj słońce na bezchmurnym niebie, coraz wyższa
temperatura, coraz mniej śniegu. Tylko patrzeć jak
wiosna nadejdzie. Ale nie, zima uparła się i basta.
Najpierw zaczął padać taki niepozorny śnieg. Myślę
sobie, trochę popada i przestanie... W końcu to taki mały
śnieżek...
|
|
Po
południu zima pozwoliła sobie na jeszcze jedno śnieżne szaleństwo...
...które
trwało aż do następnego dnia. A, że ogródek wygląda
przeuroczo, oczywiście moim zdaniem, toteż pozwoliłam sobie
wstawić jeszcze kilka zimowych fotek. Kto wie kiedy będziemy mieli taką wspaniałą zimę...
Już
koło południa zaczęło się przejaśniać. Na dworze dwa
stopnie poniżej zera. Nie da się ukryć, że idzie ocieplenie,
ale czy wraz z nim wiosna... no nie wiem... żeby to był
początek marca, albo chociaż koniec lutego... Tymczasem do końca miesiąca
zostało jeszcze 10 dni i wszystko może się zdarzyć...
Duże
mrozy pozostawiły po sobie solidnie
zamarzniętą ziemię... minie trochę czasu
zanim się rozmrozi, a śniegu mamy, oj mamy... i niedługo
zacznie się topić... a kiedy wsiąknie w ziemię... Właśnie uzmysłowiłam
sobie, że z porządkami wiosennym trzeba będzie poczekać i to znacznie dłużej niż myślałam...
|