grudzień...
pada, pada śnie... zima hula na całego...
2
grudnia, pada śnieg, oj pada... i padać nie przestaje...
Ciężkie chmury
szczelnie zakrywające niebo, sypią śniegiem
bez umiaru. Temperatura w dzień nieco poniżej zera, za
to w nocy spory mróz. Termometr pokazywał nawet -10
stopni. W innych rejonach kraju odnotowano jeszcze większe
spadki temperatury, bliskie -20 stopni. Wygląda na to, że śnieżna
zima zostanie na dłużej...
|
|
Odśnieżanie
chodnika w takich warunkach, to jak walka z wiatrakami. Dobrze, że
następnego
dnia opady śniegu były już mniej intensywnie.
Po
dwóch dniach wreszcie przestało padać.
Aż
trudno uwierzyć jak szybko powróciło błękitne
nieba. Spokojnie mogliśmy wziąć się za odśnieżanie chodnika.
Większość krzewów też potrzebowała naszej pomocy w
pozbyciu się nadmiaru śniegu. W zeszłym roku po tak
obfitych opadach wiele drzew i krzewów miało połamane
gałęzie. Mam nadzieję, że tym razem do tego nie
dojdzie... w końcu wszystko w moich rękach...
|
|
Jak uporaliśmy się ze śniegiem, w ramach odpoczynku zafundowaliśmy
sobie spacer. Na wszelki wypadek zabraliśmy aparat. A nuż trafi się coś ciekawego. Tym razem poszliśmy Piszczelami. Piszczele
to najdłuższy wąwóz rozciągający się między starym i nowym
Sandomierzem.
Nazwa
wąwozu pochodzi od ludzkich kości - piszczeli. Legenda głosi,
że należały do tatarskich najeźdźców, których Halina Krempianka,
podstępępem wprowadziła w podziemia, w których zginęli.
|
|
|
Piszczele
|
|
Następnie
minęliśmy Dworek Ojca Mateusza - gościnne
zacisze dla turystów przybyłych do Sandomierza.
|
|
Dworek
Ojca Mateusza
|
|
A
że Sandomierz zabytkami stoi, zaraz za dworkiem, z prawej strony,
minęliśmy Kościół św. Jakuba z XIII w., jeden z najstarszych
kościołów w całości wzniesionych z cegły na terenie
Polski, a nawet Europy.
|
|
Kościół
św. Jakuba
|
|
Z lewej, w
oddali widać Katedrę - gotycką świątynię wzniesioną z fundacji
Kazimierza Wielkiego w latach 1360 - 1382. Dalej droga prowadzi
wzdłuż zamku królewskiego. A stąd, dosłownie, prosto z górki
i już jesteśmy nad Wisłą.
|
|
Katedra
|
|
Pod koniec listopada, w tym rejonie Wisły można był zobaczyć nurogęsi, gągoły i czernice. Miałam nadzieję, że wreszcie
zrobimy im lepsze zdjęcia, ale niestety, akurat pogoda nie dopisała,
co bezpośrednio przełożyło się na ich jakość.
Dzisiaj jest zdecydowanie lepsze światło. Może tym razem nam się
poszczęści.
Nad
Wisłą, nie powiem, było trochę ptaków, dwie skulone, zziębnięte czaple
siwe na brzegu Wisły, para
nurogęsi, krzyżówki i gągoły, kormoran, niestety bardzo
daleko od nas pływały. Zrobiliśmy kilka fotek, ale to nie to, na co liczyliśmy.
|
|
|
czapla
siwa
|
gągoły
|
kormoran
|
Rozczarowani zdjęciami,
wracaliśmy
do domu, nawiasem mówiąc, tą samą drogą. Mówiąc szczerze,
całkowicie straciliśmy nadzieję, że jeszcze uda nam się
zobaczyć coś interesującego. W końcu dwie godziny temu szliśmy tą drogą... Nagle, w okolicy dworku
usłyszeliśmy głos ptaka. Mąż od razu rozpozna jego właściciela. Wkrótce
w pełnej krasie zobaczyliśmy
samego śpiewaka :). To był dzięcioł zielony. Muszę przyznać, byłam pod
wrażeniem wiedzy męża. Ja w zasadzie rozpoznają tylko bażanta i kosa...
choć krakanie wron i gawronów też...:) Głos
dzięcioła zielonego, to taki krótki chichot. Samiec odzywa
się dość szybko, samica, jak u wszystkich dzięciołów,
nieco wolniej. Jej głos jest cichszy i mniej
ostry.
Dzięcioł
zielony często
uważany
jest za symbol radości życia i radości z natury,
kojarzony z siłą, mądrością i równowagą. Jego pióra
traktowane są jak amulet przynoszący szczęście i ochronę, a także
symbolizujące przywiązanie do natury i jej piękna.
Nigdy
wcześniej nie widziałam dzięcioła zielonego, nie licząc, rzecz jasna,
zdjęć, filmów przyrodniczych. Ten średniej wielkości ptak, nieco większy od kosa,
jeden z piękniej ubarwionych dzięciołów, zrobił
na mnie wrażenie.
|
|
dzięcioł
zielony
|
|
Wreszcie trafił
nam się wspaniały okaz i na dodatek mogliśmy obserwować go z odległości zaledwie kilkunastu metrów. Do tego światło
momentami
było dość dobre.
Nic, tylko robić fotki. Szybko zorientowaliśmy się, że był
jeszcze jeden dzięcioł. Po
dokładnym przejrzeniu zdjęć, okazało się, że to samiec i
samiczka.
Dzięcioły
mają słabo zaznaczony dymorfizm płciowy. Płeć odróżnia się po barwie piór
wokół kącików dzioba. Samiec
ma czerwony wąs z czarną obwódką, a samica czysto
czarny.
|
|
|
dzięcioł
zielony samiec
|
dzięcioł
zielony samica
|
|
Ptaki
prowadzą
dzienny tryb życia. Zamieszkują obrzeża lasów mieszanych i liściastych,
można je spotkać również w pobliżu rzek, starych parkach, ogrodach. Żywią się
zbieranymi z ziemi owadami, głównie różnymi gatunkami mrówek
i ich larwami. Zimą rozkopuje mrowiska do głębokości
nawet 1 m. Wiosną i latem zbierają mrówki także z pni
drzew. Czasem zjadają też nasiona.
Pierwszego
dzięcioła zauważyliśmy na drzewie. Siedział przy
suchych czerwonych owocach. Bez zainteresowania oglądał
je z każdej strony. W końcu przeleciał na inne drzewo.
|
|
|
dzięcioł
zielony samiec
|
|
Nagle zniknął
z naszego pola widzenia. A że uważnie śledziliśmy jego lot, bez trudu zlokalizowaliśmy nowe miejsce. Siedział
pod sosną, w rozgrzebanym śniegu. Nawiasem mówiąc, wtedy jeszcze nie znaliśmy
jego jadłospisu i dość specyficznego sposobu pozyskiwania posiłku. Dzięcioł był
tak pochłonięty przeszukiwaniem terenu, że całkowicie nas
ignorował,
a byliśmy zaledwie 5 metrów od niego. Przykucnęliśmy i w ciszy
obserwowaliśmy jego poczynania, przy okazji udało nam się zrobić
sporo fotek.
Tylko jeden raz miałam przyjemność przebywać tak blisko ptaka. Było
to nad Bałtykiem. Wrzesień 2016 rok, plaża i tylko ja i biegus
krzywodzioby. Siedziałam w jego towarzystwie chyba z pół
godziny, patrzyłam, podziwiałam i fotek też niemało zrobiłam
:). Dłuższa
obserwacja dzięcioła, poparta zdjęciami, potwierdziła fakt, że w zimie dzięcioły
zielone szukające
pożywienia, a konkretnie mrówek, są zdolne do rozkopania
mrowisk na znaczną głębokość.
Wygląda
na to, że rozkopane, a raczej rozdziobane miejsce pod sosną, to aktualna stołówka
pary dzięciołów zielonych.
Przylatywały na zmianę. Jeden
szukał pożywienia, drugi w tym czasie siedział na sośnie i obserwował okolice. Po pewnym czasie
zamieniały się rolami.
|
|
|
dzięcioł
zielony samica
|
|
W
ogródku
mało ciekawie. Zerknęła do zeszłorocznego
grudnia. Ale różnica... ile kwiatków kwitło.
Mimo grudnia wyglądały bardzo dobrze. A w tym roku... szkoda mówić.
Duże mrozy zrobiły swoje... Martwię się o lwie paszcze... jak
sobie poradziły w te mroźne dni... Przetrwały dwie zimy, szkoda byłoby, gdyby teraz przemarzły.
Pierwsza
dekada grudnia dobiega końca, idzie odwilż... Trzeba będzie kończyć
porządkowania ogródka. W sumie, to i dobrze, ruch na świeżym
powietrzu zawsze jest bardzo wskazany...
Trzynastego,
nawet w w grudniu jest wiosna :)
Ociepliło
się, termometr pokazuje kilka kresek na plusie. Śnieg topi się
w oczach. Oj, dużo pracy nas czeka, znacznie więcej niż można
było przypuszczać. Ale damy radę... na efekty trochę trzeba będzie
poczekać, bo mokro okrutnie... I
doczekaliśmy się... dwa dni bez deszczu, z odrobiną słońca,
temperaturą około 10 stopni. W ogródku już od rana praca
wre. W sumie dwa dni w zupełności wystarczyły na doprowadzenie
ogródka do zadawalającego stanu. Teraz z czystym
sumieniem mogę czekać na
wiosnę.
21
grudnia, ostatni dzień kalendarzowej jesieni.
Przyszła
kalendarzowa zima, postraszyła śniegiem, silnym wiatrem, nawet
ujemną jednostopniową temperaturą. I w zasadzie, to by było na
tyle w temacie zima.
Idzie
ocieplenie, a wraz z nim święta.
Zdrowych,
spokojnych świąt...
|
|
|